Miniony, udany tydzień w wykonaniu WIG20 (+1,6 proc.), przerwał pięciotygodniową serią spadków. Poniedziałkowe cofnięcie (-1,27 proc.) oraz wtorkowa poprawka (-0,42 proc.), ponownie przypominały o szerszej, podażowej perspektywie w której tkwi WIG20. Od wiosennego szczytu (1999 pkt.) portfel spadł o 14 proc., i - jakby tego było mało - w dalszym ciągu nie domknął czerwcowej pobrexitowej luki spadkowej. Ponadto, WIG20 nadal odstaje od indeksu, którego zachowanie – zgodnie z historycznymi analogiami - powinien wiernie naśladować. Chodzi oczywiście o szeroki wskaźnik rynków wschodzących MSCI Emerging Markets, będący tradycyjnie punktem odniesienia dla polskiej giełdy.

Od wielu miesięcy jedyną nadzieją GPW jest szeroki rynek, choć w tym tygodniu nawet i ten segment zawodzi na całej linii. Zarówno w poniedziałek jak i we wtorek notowania mWIG40 oraz sWIG80 świeciły na czerwono.

Promyczek optymizmu stanowi statystyka spółek notujących ekstrema cenowe – we wrześniu spółek na szczytach, jest więcej niż tych na dnie. Tylko na ostatniej sesji, 11 firm z rynku podstawowego wspięło się na – co najmniej – roczne maksima. W tym gronie pojawiły się m.in. Amica, GTC, Projprzem oraz Toya. Analogicznie na rocznym dnie znalazły się wyceny tylko czterech firm: Invisty, Private Equity Managers, Termorexu i jednego przedstawiciele segmentu blue - PGE.

Wtorkowy handel na większości zachodnioeuropejskich giełd toczył się pod dyktando podaży. W kalendarium brakowało figur, które mogłyby wstrząsnąć nastrojami na rynkach. Tematami numer jeden były kłopoty Deutsche Banku oraz echa debaty prezydenckiej w USA, w której starli się ze sobą Hilary Clinton i Donald Trump.