Analitycy dostrzegają na wykresach WIG i WIG20 formację głowy z ramionami (RGR), które zgodnie z teorią zapowiada spadki. Jest się czego bać?
Na razie formacja ta nie została jeszcze całkowicie wyrysowana i wciąż potrzebujemy potwierdzenia i sygnału spadkowego. Dopóki więc nie mamy pełnego obrazu, dopóty nie ma co wyrokować. Zwłaszcza, że korekta na mWIG40 i sWIG80 nie przyjęła kształtu żadnej spadkowej formacji, co w pewnym stopniu przemawia za kontynuacją zwyżek. Nie można też wykluczyć scenariusza, że po kilku miesiącach solidnych zwyżek blue chips przejdą w fazę schłodzenia, a do łask znów wrócą podmioty o mniejszej kapitalizacji.
Czy oprócz technicznego czynniki ryzyka w postaci RGR dostrzega pan jakieś ryzyka o charakterze fundamentalnym? Na przykład piątkowy atak USA w Syrii...
Działania polityczny Donalda Trumpa wciąż są bacznie śledzone przez uczestników rynku i mają wpływ na notowania. Atak w Syrii nie wydaje mi się być istotnym czynnikiem. Może wywołać krótkoterminowe spadki, co było widać po reakcji złota, ropy czy franka i jena. Najbliższe tygodnie mogą więc przynieść kontynuację ruchów bocznych, ale w szerszym ujęciu bykom sprzyjają dobre dane makro i poprawa wyników spółek. Nie wiadomo ile z tych czynników jest już uwzględnionych w cenach. Dlatego przydałby się jakiś pozytywny, nowy impuls wzrostowy. Być może przyjdzie on ze strony polityki, która w ostatnim czasie raczej sprzyjała spadkom (np. obawy o skuteczność Donalda Trumpa, wybory w krajach europejskich).
Zostawmy szeroki rynek i porozmawiajmy o branży deweloperskiej, którą zajmuje się pan w biurze. WIG-nieruchomości zwyżkuje i jest najwyżej od sześciu lat. Czy ta tendencja będzie kontynuowana?
Na razie nie widać jednoznacznych, fundamentalnych sygnałów zmiany tego trendu. Deweloperzy mieszkaniowi pokazali bardzo dobre dane o sprzedaży za pierwszy kwartał. Rynkowi sprzyjają niskie stopy, koniec sezonu dopłat w ramach MDM, spadek bezrobocia, wzrost płac i niskie oprocentowania lokat skłaniające do alternatywnych inwestycji. Co ciekawe – rośnie udział nabywców kupujących mieszkania za gotówkę. Rok czy dwa temu było to 20-30 proc., a obecnie mówi się o przedziale 30-50 proc. Tutaj czynnikiem ryzyka byłby wzrost stóp, ale jest to chyba dość odległa perspektywa.