Poprawę nastrojów w branży maklerskiej widać i czuć praktycznie na każdym kroku. Imprezy branżowe nie przypominają już styp, czego najlepszym dowodem była niedawna konferencja Izby Domów Maklerskich w Bukowinie Tatrzańskiej.

Również liczby świadczą same za siebie. Dzienne obroty na giełdzie od pewnego czasu systematycznie przekraczają miliard złotych, podczas gdy jeszcze kilka miesięcy temu za dobry uznawano wynik na poziomie ok. 800 mln zł. Optymizmem może napawać również to, co się dzieje na rynku pierwotnym.

Nie da się ukryć, że branża, która według niektórych obserwatorów w kryzysie jest od zawsze, w końcu złapała oddech. Problem jednak w tym, że w międzyczasie wielu jej przedstawicieli nie wytrzymało presji i dziś tylko z zazdrością mogą patrzeć z boku, jak ich koledzy po fachu otwierają szampana po kolejnych udanych miesiącach.

Owszem, można mówić, że branża maklerska nadal mocno jest uzależniona od koniunktury giełdowej, ale coraz częściej słychać też głosy, że jej główne źródła problemów mają charakter strukturalny.

Dlatego też nawet mimo trwającej hossy wydaje się, że kolejne zmiany w branży są kwestią czasu. Coraz większą rolę w branży odgrywa specjalizacja, której nowy wymiar może nadać MiFID II.