Dlaczego inwestorzy umarzają jednostki?
Być może dlatego, że wiele osób zainwestowało pieniądze na szczytach w latach 2014 i 2015, i dopiero teraz wyszli na zero. A skoro udało się odzyskać pieniądze, to postanowili wycofać się z nieudanej inwestycji. Jeśli obecny trend rynkowy będzie kontynuowany, to niewykluczone, że ci inwestorzy w końcu wrócą na rynek. Pytanie tylko, czy nie zrobią tego znów na szczycie?
A więc kiedy drobni inwestorzy zaczną nabywać jednostki funduszy akcyjnych to będzie to sygnał końca zwyżek?
Niestety, ale często tak się zdarza. Jak spojrzymy na szczyt hossy 2007 r., to okazuje się, że te napływy były rekordowe tuż przed jego ustanowieniem. Z kolei w dołkach 2008 i 2011 r. to odpływy osiągały rekordowe poziomy. Myślę, że warto śledzić te dane, bo w krótkim terminie mogą być dobrym wskaźnikiem. Podobnie zresztą jak wskaźniki nastrojów publikowane przez SII i analogiczną instytucję w USA. Ich wskazania są kontrariańskie – gdy nastroje są bardzo optymistyczne, należy się spodziewać spadków na giełdach, a gdy panuje pesymizm, to można oczekiwać zwyżek.
W mediach branżowych coraz częściej w nagłówkach pojawia się hossa. Czy to jest właściwa diagnoza obecnej sytuacji na GPW?
Książkowo o hossie mówimy, gdy indeks zyska 20-30 proc. Od listopadowego dołka WIG20 zyskał już 20,5 proc., a roczna stopa zwrotu mWIG40 to już 40 proc. Wydaje się więc, że słowa hossa właściwie opisuje rynkową sytuację na GPW. Pytanie tylko, jak długo utrzymają się te dobre nastroje?