Resort rozwoju planował, że tzw. instytucje pośredniczące, a więc dystrybuujące środki unijne, do końca br. rozdzielą co najmniej połowę pieniędzy przyznanych Polsce z polityki spójności na krajowe i regionalne programy operacyjne. Choć nie był to plan przesadnie ambitny, to – jak się okazuje – dobrze wyliczony, bo najświeższe dane upublicznione przez ministerstwo (z 17 grudnia br.) wskazują, że podpisano z beneficjentami 28 213 umów na 251,6 mld zł, w tym wkład UE wynosi 156 mld zł, co stanowi 50,7 proc. dostępnych funduszy z Unii.
– Naszym celem była ogólna kontraktacja na poziomie 50 proc. na koniec br. i to się udało – mówi Jerzy Kwieciński, wiceminister rozwoju. I jak podkreśla, kontraktacja, czyli zawarcie umów o dofinansowanie projektów z beneficjentami, jest obecnie kluczowa, bo uruchamia inwestycje, które następnie wpływają na całą gospodarkę. Jak twierdzi Kwieciński popyt na dotacje się utrzymuje. – Z dwukrotności wniosków w stosunku do dostępnych budżetów dochodzimy do trzykrotności – mówi wiceminister.

W regionach wolniej
Choć w skali kraju cel osiągnięto, to jednak pieniądze unijne są dzielone w różnym tempie, zarówno na poziomie krajowym, jak i regionalnym.
– Nadal utrzymuje się zauważalne zróżnicowanie pomiędzy krajowymi i regionalnymi programami operacyjnymi (RPO). Fundusze europejskie są szybciej inwestowane w programach krajowych zarządzanych przez ministra rozwoju. Niestety, nadal wolniej, mimo ostatniego przyśpieszenia, realizowane są RPO – mówi Kwieciński i przytacza dane, z których wynika, że ogółem średnio w programach krajowych rozdzielono 53 proc. pieniędzy, a w RPO 44 proc. Podobnie jest z wydatkami, a więc z pieniędzmi rozliczonymi już z beneficjentami za realizację dotowanych projektów (bądź ich całość, bądź część). Na poziomie krajowym rozliczono 14 proc. pieniędzy, a w regionach tylko 8 proc. Ogółem z beneficjentami rozliczono 52,7 mld zł, a w części dofinansowania UE 38,1 mld zł.