Jednak żaden z nich nie brał udziału w produkcji cyklu nakręconego dla serialowego potentata Netflix. Za „Serią niefortunnych zdarzeń” stoi Barry Sonenfeld - ceniony reżyser filmowy, twórca „Facetów w czerni” oraz komedii gangsterskiej „Dorwać małego”. W ostatnim czasie zaliczył kilka kinowych klap, dlatego pracę dla telewizji potraktował jako okazję do rehabilitacji. Filmowiec w wywiadach powtarzał, że dostał praktycznie nieograniczony budżet od Netflixa oraz zaufanie producentów i dużo swobody. To przyniosło efekty na ekranie, bo nakręcił swoją najlepszą produkcję od lat.
„Seria niefortunnych zdarzeń” to adaptacja bestsellerowego cyklu powieściowego dla młodzieży „Lemony Snicket: Series of Unfortunate Events”. Trzynastoczęściowy cykl powstawał w latach 1999-2006, a stworzył go amerykański pisarz Daniel Handler, który czuwał także nad powstawaniem serialu.
Narratorem groteskowej opowieści jest Lemony Snicket (Patrick Warburton) – sympatyczny gawędziarz, znający wszystkie detale i postacie z bajki, który doczekał się nawet osobnej książki o sobie („Lemony Snicket: Nieautoryzowana biografia” z 2002 r.) Już na samym początku Snicket przekornie uprzedza nas, że nie będzie to szczęśliwa i ckliwa historyjka o biednych sierotach, więc jeśli czegoś takiego oczekiwaliśmy, to możemy sobie od razu darować. W tym żarcie jest cząstka prawdy, bo historia dotyczy trójki rodzeństwa Baudelaire’ów, osieroconej przez rodziców, którzy zginęli w pożarze domu. Nastoletni Klaus i Violet oraz ich niemowlęca siostra Sunny, trafiają do domu zastępczego pod skrzydła hrabiego Olafa – podstarzałego aktora, pozującego na arystokratę ze zniszczonego pałacyku. Zagrał go zmieniony charakteryzacją gwiazdor Neil Patrick Harris, znany z sitcomu „Jak poznałem waszą matkę”. Hrabia Olaf ma opiekować się dziećmi, a jednocześnie zrobi wszystko by przejąć fortunę Baudelaire’ów.
To już drugie filmowe podejście do cyklu. Pierwsze miało miejsce w 2004 r., kiedy to historię przeniósł na duży ekran Brad Silberg w gwiazdorskiej obsadzie. W tamtej wersji zagrali m. in. Jim Carrey, Jude Law i Meryl Streep. Po dwunastu latach Netflix postanowił odświeżyć popularną sagę dla młodzieży i trzeba przyznać, że zrobił to bardzo zgrabnie.
Stylistyka jaką zaproponowali twórcy serialu przypomina filmy Wesa Andersona ze względu na upodobanie do centralnej kompozycji kadrów z bohaterami skierowanymi twarzą do kamery. Filmy Andersona przywodzi na myśl także teatralna scenografia niczym z domku dla lalek, w dużej mierze wykreowana za pomocą cyfrowej grafiki. Z kolei elementy groteskowe przypominają gotycko-komediowe filmy Tima Burtona, zwłaszcza „Sok z żuka” oraz nowszy „Sweeney Todd: Demoniczny golibroda z Fleet Street”. Filmowa groteska nie jest też obca samemu Barry’emu Sonenfeldowi – w końcu to on debiutował w 1991 r. zwariowaną „Rodziną Addamsów”.