Na rynek mieszkań od kilku kwartałów płynie strumień gotówki. Nieruchomości kupują m.in. inwestorzy. O kredyt hipoteczny jest coraz trudniej. Od stycznia do 20 proc. wzrósł minimalny wkład własny. Czy transakcji za pożyczone pieniądze będzie coraz mniej?
Tomasz Przyrowski, dyrektor doradców kredytowych w Metrohouse:
Około 40 proc. transakcji na rynku mieszkaniowym to transakcje kredytowe. Tak finansowane są najczęściej zakupy dwu-, trzypokojowych lokali wartych 270–450 tys. zł. Podniesienie wkładu własnego nie zmieni liczby udzielanych kredytów.
Są banki, które udzielają kredytów z 10-proc. wkładem własnym i ubezpieczeniem niskiego wkładu. Oprocentowanie depozytów jest nadal niskie, co motywuje coraz to większą rzeszę klientów do wycofania pieniędzy z lokat i szukania alternatywnych sposobów pomnażania kapitału, m.in. na rynku nieruchomości. Takich transakcji moim zdaniem nie będzie jednak więcej niż w 2016 roku.
Krzysztof Zychowicz, Emmerson Finanse:
Zakupów kredytowych będzie w tym roku co najmniej tyle, co w roku ubiegłym, czyli ok. 40 proc. Banki prowadzą otwartą politykę kredytową, elastycznie reagują na zmiany na rynku oraz kolejne rekomendacje KNF. Podniesienie wkładu własnego banki zrekompensują dodatkowym ubezpieczeniem. Ogólny koszt kredytu nieco przez to wzrośnie, nie na tyle jednak, by zniechęcić klientów.