– Spółka podała, że około 60 proc. rocznej straty wynika z utraty wartości portfeli wierzytelności. Implikuje to odpisanie około 30 proc. wartości bilansowej posiadanych portfeli, podczas gdy na koniec III kwartału 2017 r. wartość ta wynosiła 1,75 mld zł. W naszej ocenie jest to ostateczny dowód na to, że spółka sporo przepłacała za portfele wierzytelności – mówi Mateusz Krupa, analityk Erste Securities. Zwraca również uwagę na inne aspekty. – Spółka planuje także znaczący odpis wartości niematerialnych, co oznacza, że zakup firmy EGB za ponad 200 mln zł (sprzedającym był Altus TFI – red.) nie był raczej „okazją życia". 1,2 mld zł straty w samym IV kwartale 2017 r. (po trzech kwartałach było ok. 200 mln zł zysku – red.) oznaczałoby, że spółka na koniec roku miała ujemne kapitały własne rzędu około 260 mln zł, uwzględniając zarejestrowanie 370 mln zł kapitałów z emisji akcji w IPO – dodaje Krupa. Przepłacanie podczas zakupów czy też zastosowanie zbyt optymistycznych krzywych spłat tym bardziej kłuje w oczy, że do tej pory do liczb prezentowanych przez windykatora zastrzeżeń nie miał Deloitte, który badał jego sprawozdania.
– Zasadnicze pytanie brzmi, jak to się stało, że Deloitte akceptował wyceny portfeli, a nagle okazuje się, że są one warte 600 mln zł mniej. Wniosek jest taki, że to, co znajdowało się w sprawozdaniach, było bardzo dalekie od rzeczywistości i faktyczna krzywa spłat była zupełnie inna od tej, którą prezentowała firma – twierdzi osoba blisko związana z rynkiem.
Od samego Deloitte do zamknięcia tego wydania gazety nie udało nam się uzyskać komentarza na temat GetBacku. Na rynku nie brakuje opinii, że audytor jest teraz pod ścianą i będzie bardzo ostrożny przy wydawaniu oceny sprawozdania raportu rocznego GetBacku. Jak zresztą wynika z informacji windykatora, brak oceny audytora jest powodem opóźnienia publikacji pełnego raportu za 2017 r.
Niepewna przyszłość
Mimo że liczby pokazane przez GetBack szokują, to zdaniem Mateusza Krupy, mogło być gorzej. – Informacja o około 1,2 mld zł straty w IV kwartale może wyglądać dosyć optymistycznie na tle straszenia obligatariuszy, iż odzyskają maksymalnie jedynie 25 proc. swoich należności w przypadku likwidacji spółki, co według naszych szacunków implikowałoby około 2 mld zł odpisów. Zobaczymy, czy audytor uzna proponowane przez spółkę odpisy za wystarczające – mówi analityk Erste Securities.
Jego zdaniem przyszłość GetBacku stoi jednak pod wielkim znakiem zapytania. – Mamy wątpliwości, czy spółkę uda się wyprowadzić na prostą nawet przy pomyślnym zawarciu układu z wierzycielami, co będzie bardzo trudnym zadaniem ze względu na ich dużą liczbę. GetBack pokazał, że wcale nie ma lepszego modelu biznesowego od konkurencji. Utrata wiarygodności może zniechęcać kontrahentów do prowadzenia biznesu z GetBackiem – zarówno od strony sprzedaży portfeli spółce, jak i finansowania jej działalności. Do tego dochodzi ryzyko utraty kluczowych pracowników i potencjalne trudności ze znalezieniem nowych – tłumaczy.
Obrót nadal zawieszony
Brak raportu finansowego GetBacku za 2017 r. oznacza, że nadal nie będzie można obracać akcjami ani obligacjami windykatora na warszawskiej giełdzie. „Decyzja o ewentualnym odwieszeniu notowań instrumentów finansowych wyemitowanych przez GetBack, zostanie podjęta po opublikowaniu przez emitenta raportu rocznego za rok 2017" – potwierdza Komisja Nadzoru Finansowego. To właśnie na wniosek KNF obrót papierami GetBacku został zawieszony w połowie kwietnia. Była to pochodna informacji o rzekomym bliskim pozyskaniu przez GetBack finansowania od PKO BP i PFR (obie instytucje temu zaprzeczyły). GetBack na warszawskiej giełdzie zadebiutował w lipcu ubiegłego roku. Do momentu zawieszania obrotu akcjami ich wycena spadła prawie o 80 proc.