Jak Pan ocenia ostatnie lata w polskiej polityce pieniężnej? Widzi się Pan w RPP w roli kontynuatora dotychczasowego kursu, czy raczej reformatora?
Nie chciałbym recenzować poczynań poprzedników. To niezbyt komfortowe zadanie, zwłaszcza że w posiedzeniach RPP poprzedniej kadencji zdarzało mi się uczestniczyć jako członek zarządu NBP. Poprzednia Rada działała w trudnym, kryzysowym okresie. To, że w takiej sytuacji udało im się utrzymać inflację na średnim poziomie 1,8 proc. w horyzoncie kadencji, co mieści się w paśmie dopuszczalnych odchyleń od celu inflacyjnego (2,5 proc. – red.), należy więc uznać za sukces. Jako nowy członek RPP doceniam też to, że poprzednicy zostawili nam stopy procentowe co prawda na rekordowo niskim poziomie, ale wciąż są one realnym instrumentem wpływania na gospodarkę. Gdyby główna stopa NBP była bliska zera, to mielibyśmy mniejsze pole manewru w razie poważnych zaburzeń.