Profesor Jerzy Toeplitz. Dla wielu wciąż legenda, dla innych już postać nieznana. Wybitny historyk kina, autor wielkiej „Historii sztuki filmowej" – od braci Lumiére do lat 50. Przed wojną związany z lewicującymi artystami z grupy Start. Wspaniały pedagog, który wychował kilka pokoleń twórców.
Był też jednym z założycieli Łódzkiej Szkoły Filmowej, w latach 1949–1952 jej dyrektorem, w latach 1957–1967 rektorem. I w niełatwych czasach zrobił z niej wyspę wolności. Janusz Morgenstern mówił, że na początku lat 50. w „Łodzi" nie czuło się terroru i strachu panującego na innych uczelniach. A jak wspominał Andrzej Wajda, nawet w czasach socrealizmu Toeplitz pokazywał studentom francuską awangardę.
Toeplitz wpisał łódzką Filmówkę w kulturę europejską, chronił przed politycznymi ingerencjami, dopóki mógł. W 1968 r. dotknęły one jego samego. Razem z innymi wykładowcami żydowskiego pochodzenia został wyrzucony z uczelni. Natychmiast zaprosili go Australijczycy i Jerzy Toeplitz stworzył szkołę filmową w Sydney.
Książka „Filmowe ulice Jerzego Toeplitza", która powstała pod redakcją Rafała Marszałka, przynosi szkice o profesorze, przede wszystkim pasjonującą opowieść Edwarda Zajićka o czasach powojennych. O tuzach tamtego okresu – Fordzie, Jakubowskiej – i o latach, gdy zaczynał się rodzić stalinowski totalitaryzm.
Ciekawe są również inne teksty: esej Tadeusza Lubelskiego o Toeplitzu jako historyku kina czy artykuł, w którym Dorota Skotarczyk analizuje materiały z IPN i pokazuje zmieniający się stosunek władzy do partyjnego profesora, któremu najpierw wybaczano „prozachodniość", a potem szukano na niego haków, w rodzaju wysokich zarobków czy intymnych kontaktów ze studentkami, na politycznych zarzutach kończąc.