"Na karuzeli życia": Wielkie emocje z przeszłości

W „Na karuzeli życia” Woody Allen pokazuje powikłane losy ludzkie, ale czy potrafi tym widza zainteresować?

Aktualizacja: 29.11.2017 20:08 Publikacja: 28.11.2017 18:22

Foto: AFP

Małgorzata Piwowar: Najnowszy film Woody'ego Allena jest wyjątkowy. Przekonująco pokazuje, że nikt z nas nie może zacząć nowego życia bez związku z poprzednim, choćby najbardziej sobie tego życzył.

Fabuła jest prosta: narrator i zarazem jedna z czterech postaci tej historii, Mickey (Justin Timberlake), opowiada, co zdarzyło się pewnego słonecznego lata około 70 lat wcześniej, w znanym parku rozrywki na Coney Island. Tam właśnie żyła i pracowała para po przejściach – była aktorka Ginny (Kate Winslet) oraz Humpty (Jim Belushi) – operator karuzeli.

 

Do tego należy jeszcze dodać mieszkającego z nimi syna Ginny, nastoletniego, zamiłowanego w rozniecaniu ognia. I może nie byłoby powodu, by opowiadać tę historię, gdyby niespodziewanie nie pojawiła się na horyzoncie Carolina (Juno Temple), marnotrawna córka Humpty'ego, nieoczekiwanie szukająca u ojca schronienia przed byłym mężem, gangsterem. No i gdyby na drodze obu tych kobiet nie pojawił się Mickey, przystojny ratownik, marzący o karierze dramatopisarza...

Geniusz Allena polega na tym, że rozumie, iż historie bohaterów nie zaczynają się wraz z początkiem filmu, lecz że wloką oni za sobą (co mocno ich obciąża) cały bagaż przeszłości. Rozpakowuje się zaś go nie wtedy, gdy sobie tego życzą, ale w najmniej oczekiwanych chwilach. Takim bagażem jest zarówno córka Humpty'ego, jak i syn Ginny, którzy swoimi zachowaniami pozbawiają rodziców złudzeń, że rodzina patchworkowa jest radością, w której nie istnieje podział na „moje dziecko" i „twoje dziecko".

W tej słodko-gorzkiej komedii obyczajowej kolejnym bagażem trapiącym bohaterów jest przeszłość, na którą składają się rozmaite brzemienne w skutki decyzje podejmowane kiedyś, przed którymi chce się nieraz uciekać do przyszłości jak Carolina przed byłym mężem. Uciec się jednak nie daje, bo tylko we śnie można bezkarnie broić i wracać na jawę z czystą kartą. W życiu nie jest tak kolorowo.

A jeszcze do tego dołożyć trzeba wszystkie pragnienia, aspiracje, oczekiwania i także uzależnienia bohaterów, by zobaczyć z całą oczywistością, że ich chęć zmiany życia – na lepsze, oczywiście – jest jak planowanie wypraw na tak odległe lądy, że się ich nie osiąga, tylko o nich opowiada. Wyjątek stanowi Carolina, która próbuje rzeczywiście coś w życiu zmienić i podejmuje naukę, by „stanąć na własnych nogach". Ją za to dopada przeszłość.

Prócz tego tam, gdzie są dwie atrakcyjne kobiety i jeden młody mężczyzna, nie może zabraknąć kłębowiska emocji – zakochań, marzeń i, rzecz jasna, zazdrości, namiętności oraz zdrady. Wszystko to prosto i klarownie Allen opowiedział w urokliwych letnich plenerach, z nastrojowymi zdjęciami koncentrującymi się zwłaszcza na obu bohaterkach pokazywanych w dwóch różnych poświatach. No i kostiumy i sceneria lat 50. XX wieku robią swoje.

Nie pozostaje nic innego, jak obejrzawszy tę mądrą, spójną opowieść o mechanizmach naszego życia, przyjrzeć się z uwagą swoim własnym nawracającym refrenom...

Barbara Hollender: Szkoda, że Woody Allen – błyskotliwy i dowcipny twórca, który tak dobrze rozumie nasze współczesne lęki i tęsknoty – zaserwował widzom nudnawy, pachnący naftaliną bibelot.

Niby wszystko się zgadza. Lata 50. XX wieku, Coney Island, dla nowojorczyków miejsce zabawy i wypoczynku. Dwoje ludzi „po przejściach": Humpty i jego druga, sporo młodsza żona Ginny, zdradzająca go z przystojnym ratownikiem Mickeyem oraz Carolina, córka Humpty'ego z pierwszego małżeństwa. Ojciec jej się wyrzekł, bo zwariowała na punkcie przystojnego gangstera. Teraz wraca z wyrokiem śmierci, bo rozwodząc się z mężem, chlapnęła za dużo na policji. I zakochuje się z wzajemnością w ratowniku.

Jest więc w „Na karuzeli życia" skomplikowany węzeł rodzinny, są dwie kobiety, które chcą zdobyć tego samego faceta. Jest wreszcie charakterystyczny dla Allena brak wiary w szczęście, bo każdy ma tu niespełnione życie. Ratownik jest niedoszłym poetą. Humpty dawno zapomniał o jakichkolwiek ambicjach. Ginny miała być wielką aktorką, a zarabia na życie jako kelnerka. Na Carolinę polują mordercy nasłani przez byłego męża. I nawet synek Ginny jest nieuleczalnym piromanem.

Być może z tego kłębka rozwianych nadziei Woody Allen zrobiłby kiedyś piękny film. Niestety, dziś mu to nie wychodzi. „Na karuzeli życia" nuży. Nie ma ani błyskotliwości, ani uroku jego najlepszych dokonań. Monologi ratownika denerwują sztucznością. A język, jakim posługuje się w tym filmie Allen trąci myszką. Fakt, że akcja toczy się w latach 50., nie usprawiedliwia dłużyzn i nudnych dialogów.

Przyznaję, że cała ta historia, choć Woody Allen stara się mrugać do publiczności, niewiele mnie obchodzi. 81-letni reżyser nie nadążył za XXI wiekiem. W „Manhattanie", „Hannah i jej siostrach", „Zeligu", potrafił wciągnąć widza w intelektualną grę, zachwycając niewymuszonym humorem i fantastyczną mieszaniną romantyzmu i lekkiego cynizmu. Tu nie pomagają mu nawet wielkie gwiazdy z Kate Winslet i Justinem Timberlakiem na czele, wspaniały operator Vittorio Storaro i stary, dobry jazz w ścieżce dźwiękowej.

Wszystkie wysiłki całej ekipy są na nic, bo „Na karuzeli życia" sprawia wrażenie pachnącej naftaliną staroci wyciągniętej z zakurzonego strychu. Przypomina bibelot, dzisiaj, kiedy lata 50. wracają na ekran w demaskatorskich filmach, kiedy artyści udowadniają, że amerykańskie prosperity nie było dostępne dla wszystkich, pokazują podziały społeczne tamtego czasu. Opowieść Allena można co najwyżej obejrzeć i szybko zapomnieć.

Może 81-letni reżyser nie powinien już kręcić nowego filmu co rok, bo to dla niego tempo zabójcze? A może po prostu Woody Allen dużo lepiej od problemów dozorców karuzeli rozumie niepokoje intelektualistów, niedających sobie rady z własną twórczą weną, seksem, życiem? Na Manhattanie tyle jest dzisiaj niepokoju, że szkoda, by ten najbardziej nowojorski z nowojorczyków uciekał na Coney Island w przeszłość.

Małgorzata Piwowar: Najnowszy film Woody'ego Allena jest wyjątkowy. Przekonująco pokazuje, że nikt z nas nie może zacząć nowego życia bez związku z poprzednim, choćby najbardziej sobie tego życzył.

Fabuła jest prosta: narrator i zarazem jedna z czterech postaci tej historii, Mickey (Justin Timberlake), opowiada, co zdarzyło się pewnego słonecznego lata około 70 lat wcześniej, w znanym parku rozrywki na Coney Island. Tam właśnie żyła i pracowała para po przejściach – była aktorka Ginny (Kate Winslet) oraz Humpty (Jim Belushi) – operator karuzeli.

Pozostało 91% artykułu
Film
Rekomendacje filmowe na weekend: Kino oparte na faktach
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Film
„Back To Black” wybiela mrok życia Amy Winehouse
Film
Rosja prześladuje jak za Stalina, a Moskwa płonie w „Mistrzu i Małgorzacie”
Film
17. Mastercard OFF CAMERA: Nominacje – Najlepsza Aktorka, Aktor i Mastercard Rising Star
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Film
Zbrojmistrzyni w filmie "Rust" skazana na 18 miesięcy więzienia