Calin Peter Netzer miał pięć lat, gdy w 1981 roku jego ojciec stomatolog pojechał na sympozjum medyczne do RFN i nie wrócił do kraju rządzonego przez Nicolae Ceaucescu. Dwa lata później sprowadził na Zachód żonę i syna. Chłopak dorastał w Stuttgarcie. Interesowało go kino. I myśląc o reżyserii, podjął, jak sam mówi, najważniejszą decyzję swojego życia.
Nie zdecydował się na studia w Berlinie czy w Monachium, tylko po maturze, w 1994 roku, wrócił do Rumunii. Zdał na reżyserię w Narodowym Uniwersytecie Sztuki Teatralnej i Filmowej w Bukareszcie. W Niemczech byłby jednym z wielu chłopaków próbujących zrobić karierę filmowca. W Rumunii stał się artystą tworzącym jeden z najciekawszych nurtów kina początku XXI wieku.
W 2005 roku Cristi Puiu zrobił głośną „Śmierć pana Lazarescu", dwa lata później Cristian Mungiu zdobył canneńską Złotą Palmę filmem „4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni". Od tamtej pory nowa fala rumuńskiego kina niezmiennie zachwyca.
Młodszy od Puiu i Mungiu o blisko dziesięć lat Calin Peter Netzer swoje pierwsze laury w Locarno dostał już w 2003 roku za debiutancką „Marię". Ale na listę wielkich rumuńskich sukcesów wpisał się w 2013 roku, gdy zdobył berlińskiego Złotego Niedźwiedzia za „Pozycję dziecka". Opowiadając o relacjach młodego mężczyzny i jego zaborczej matki, zdzierał ze swoich bohaterów kolejne maski, ale pokazywał też korupcję przeżerającą społeczeństwo. To był mocny dramat o współczesnej moralności w kraju, którego obywatele wciąż noszą w sobie ślady komunistycznej mentalności.
Film „Ana, moja miłość" Netzer luźno oparł na powieści Cezara Paula Badescu. Zaproponował historię znacznie bardziej kameralną niż w „Pozycji dziecka". Jej bohaterowie to dwójka młodych ludzi. Toma i Ana są w sobie szaleńczo zakochani. Chcą być razem. Wbrew niechętnym temu związkowi rodzinom. Ale przede wszystkim wbrew chorobie Any, która od wielu lat, od bardzo wczesnej młodości, przeżywa ataki paniki i nie rozstaje się z silnymi lekami psychotropowymi.