Mija rok od jego śmierci. Trudny. Pełen niepokoju. Czas, w którym tak bardzo przydałaby się jego mądrość. Andrzej Wajda był jednym z wielkich mistrzów kina XX wieku. Najbardziej polskim z polskich artystów. Intelektualistą. Ale też ujmującym człowiekiem, który kochał rozmawiać z Polakami, a na ludzi, którzy mieli szansę się z nim spotkać, wywarł duży wpływ. Właśnie oni wspominają go w książce „Andrzej Wajda. Ostatni romantyk polskiego kina”. Powstała pod redakcją Małgorzaty Fiejdasz-Kaczyńskiej i Anny Serdiukow, a wydana została przez Stowarzyszenie Filmowców Polskich, które przecież współtworzył i był jego honorowym prezesem.
To już rok... Pamiętam tamten wieczór, we wrześniu 2016 roku, gdy w Gdyni pokazywał „Powidoki”. Siedział fotelu, na scenie Teatru Muzycznego, otoczony swoimi aktorami. „90 lat to nie jest tak dużo” — zażartował. Był w doskonałej formie. „Mam zamiar zrobić następny film — zapewniał. — Młodzi aktorzy są fantastyczni, muszę dać im role na miarę ich talentu”. Zawsze taki był. Nie mówił o sobie, tylko o swoich współpracownikach. Podkreślał, ile robią dla niego, dla jego kina.
Potem przy małym stoliku ustawionym w teatralnym holu przyjmował życzenia. Otoczony ludźmi czuł się szczęśliwy. Jak testament zostawił nam „Powidoki” - film, który miał być hołdem dla mistrza jego młodości – Władysława Strzemińskiego, a stał się przestrogą przed czasem, w którym władza chce zawładnąć życiem i duszą ludzi.
„Myślę po polsku, więc mówię po polsku” — powiedział w Los Angeles, w 2000 roku, odbierając Oscara za całokształt twórczości. Byli tacy, co śmiali się: „Pokolenie dorastające w siermiężnym socjalizmie, na bakier z językami obcymi”. A jednak to zdanie miało głęboki sens. Dzisiejsi młodzi są obywatelami świata. Generacja wielkich mistrzów kina XX-wiecznego była głęboko zakorzeniona we własnej kulturze. Bergman, Fellini, Kurosawa, Tarkowski, Resnais uniwersalizmu szukali na własnych podwo?rkach. Wajda zaś był szczególnie wrośnięty w narodową tradycję. Bo musiał jej bronić.
„Miał wielkie wyczucie polskiego gustu romantycznego, rodzaj słuchu absolutnego dla emocjonalnej, patriotycznej duchowości polskiej. Nie był w żadnym razie naiwnym apologetą szabelek i koników, ale uważał, że wolnościowa forma romantyczna to najlepsze, co jest w Polakach” — mówi profesor Maria Janion w wywiadzie z Kazimierą Szczuką, zamieszczonym w książce.