Ostatnia rodzina. Mit wciśnięty w banał

„Ostatnia rodzina" zgarnia kolejne nagrody, bo jest doskonałym portretem artysty w PRL-owskich realiach.

Aktualizacja: 28.09.2016 12:42 Publikacja: 27.09.2016 20:45

Foto: Fot. Jan Komerski

Zgrzytający dźwig wznosi się powoli, z oporami, jakby w każdym momencie mógł się popsuć, nawet spaść. Wraz z wtłoczonymi weń osobami odliczamy piętra. Im wyżej, tym straszniej. Narasta groza, nie wiedzieć czemu – przecież tylko migają numery kolejnych pięter. Suspens godny Alfreda Hitchcocka.

A przecież wiadomo, kiedy zdarzył się dramat: Zdzisław Beksiński został zamordowany w 2005 roku; pięć lat wcześniej jego syn Tomasz popełnił samobójstwo. Ale ta winda – to wehikuł czasu.

Cofamy się zatem do roku 1977, gdy do M5 w bloku na nowoczesnym osiedlu na warszawskim Służewcu nad Dolinką wprowadza się familia Beksińskich: dwie starsze panie – matka i teściowa Zdzisława oraz jego żona Zofia; jednocześnie w sąsiednim budynku samodzielne mieszkanko dostaje jedyna latorośl państwa, syn Tomasz. I tak zaczyna się jazda.

Obraz o obrazach

W tym samym 1977 roku urodził się scenarzysta „Ostatniej rodziny" Robert Bolesto. Ani on, ani siedem lat młodszy reżyser Jan P. Matuszyński nie mają PRL-owskich powidoków.

Mimo to zrealizowali najdoskonalszy ze znanych mi obrazów o... obrazach. A raczej o twórcy tychże. O prozie życia, będącej udziałem tych, których uważamy za „wybrańców". To nie męki twórcze są ich demonami, lecz zatkana kanalizacja, niefachowi fachowcy, niedostatki zaopatrzenia. Czyli to, co nęka całą resztę społeczeństwa.

Andrzej Seweryn zna, pamięta tamte czasy. Czy spotkał kiedykolwiek swego bohatera? Nieważne. Stał się Beksińskim i to jest jego filmowa rola życia. Każde podciągnięcie spodni (na szelkach), kompulsywność pochłaniania jedzenia, niezdarność ruchów – to już postać. Do tego sarkazm, dowcip, pozorna oziębłość, plus dziecięca naiwność. I te niby-makabryczne obrazy!

Wszystkie te elementy składają się na osobowość złożoną, nieogarniętą. Aleksandra Konieczna jako Zofia Beksińska przeraża – bo jak mogła przyjąć pozycję cienia, który dźwiga na barkach całą rodzinę? Koniecznej wierzymy i za nią się buntujemy. Ofiara przez wszystkich kochana. A ona łyka środki uspokajające i milczy.

Ale najstraszniejszy jest Tomasz Beksiński w wydaniu Dawida Ogrodnika. Legenda Programu Trzeciego Polskiego Radia, fan nocnych i mocnych klimatów. Dziś ta muzyka brzmi deprymująco, a komentarze – irytująco pretensjonalnie. Jeszcze gorzej poza radiowym studiem.

Buntownik bez powodu

Histeryk, egotyk, prawie paranoik... Buntownik bez powodu. Nie wiadomo, przeciwko czemu protestuje. Nie lubi tatusia, bo ten nie dał mu nigdy w dupę? Nienawidzi mamusi, bo ta mu posprzątała bałagan? Dręczy zainteresowane nim dziewczyny – bo nie wykazują zrozumienia dla jego wiecznie mrocznych klimatów? Bo nie chcą być narzeczonymi wampira?

Rodzice kupili mu mieszkanie – też źle? Bo za blisko? Ale skoro synek straszy samobójstwami, to chyba oczywiste, że chcą mieć go na oku?

„Ostatnia rodzina" Matuszyńskiego nie tyle jest ostatnia, ile ostatnia tradycyjna, trzymająca się razem, na przekór danym wyjściowym.

Fenomenalną sceną w windzie, nawiązującą do arcydzieła Louisa Malle'a „Windą na szafot", zaczyna się opowieść o rodzinie tyleż nietypowej, co szablonowej. Nietypowej z racji profesji pana domu oraz jego charakteru, stereotypowej, jeśli chodzi o warunki bytowe obywateli „lepszej" kategorii z czasów późnego Gierka.

Ktoś powie – tragedia. Tak, bo podstawowe dobra jak pralka, aparat fotograficzny, głośniki czy przede wszystkim mieszkanie zdobywane były wysiłkiem wielu lat życia. A jakie straszne warunki miał mistrz do malowania! Ale to fałsz, zmyłka.

Zdzisław w swojej kanciapie czuł się najlepiej. Nie potrzebował do tworzenia hangaru. Wystarczały mu dwie mocne żarówki i pulpit. Kochał muzykę i nią się dopingował – a miał ją w zasięgu ręki, w setkach płyt. Analogowych. Rezonujących w potężnych, brzydkich głośnikach starej daty, dających znakomite foniczne efekty.

Nie miał potrzeb towarzyskich, nie należał też do smakoszy i kontentowało go jadło proste i niewymagające niczego poza... wyrzuceniem pojemnika do kubła. Z kobiet znał jedną – żonę. Miłosne przygody? A po co? Wyobraźnia dawała mu równie mocne bodźce. „Nieraz wyobrażam sobie, że gwałcę kobietę. Ale przecież nie wypada tego zrobić" – wyznał w jednym z wywiadów.

Polski Andy Warhol

Jakby tytułem rekompensaty, pasjami filmował sceny z życia. Najbanalniejsze. I niespodziewanie straszne – jak napad histerii u syna Tomka, rozsierdzonego zachowaniem nadopiekuńczej matki.

Gdyby oceniać go na podstawie tych „domowych kronik", to był popartysta. Polski Andy Warhol. Jednak Beksiński nie wykorzystał nakręconych materiałów jako trampoliny do kariery. Nie upubliczniał filmów. Dokumentował życie swoje i najbliższych nie wiadomo po co.

Trudno też pojąć, co go motywowało, gdy robił znakomite, nowatorskie zdjęcia. Kim był naprawdę? Odpowiedź może zaskoczyć: nie był „artystą", lecz malarzem. Tradycyjnym. Miał swój wewnętrzny świat i nie zabiegał, by kupił to świat zewnętrzny. Pasjonowały go techniczne nowalijki, jak to dziecko. Bo nim całe życie pozostał.

Często przechodzę pod blokiem Zdzisława Beksińskiego. I za każdym razem serce zamiera. Bo o losie tego artysty przypomina mi mural-komiks namalowany w przejściu między domami. Całe życie w trzech scenach. Najkrótsza recenzja z filmu.

Zgrzytający dźwig wznosi się powoli, z oporami, jakby w każdym momencie mógł się popsuć, nawet spaść. Wraz z wtłoczonymi weń osobami odliczamy piętra. Im wyżej, tym straszniej. Narasta groza, nie wiedzieć czemu – przecież tylko migają numery kolejnych pięter. Suspens godny Alfreda Hitchcocka.

A przecież wiadomo, kiedy zdarzył się dramat: Zdzisław Beksiński został zamordowany w 2005 roku; pięć lat wcześniej jego syn Tomasz popełnił samobójstwo. Ale ta winda – to wehikuł czasu.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Drag queen i nie tylko. Dokument o Andrzeju Sewerynie
Film
Laureaci Oscarów, Andrzej Seweryn, reżyserka castingów do filmów Ridleya Scotta – znamy pełne składy jury konkursów Mastercard OFF CAMERA 2024!
Film
Patrick Wilson odbierze nagrodę „Pod Prąd” i osobiście powita gości Mastercard OFF CAMERA
Film
Nominacje do Nagrody Female Voice 2024 Mastercard OFF CAMERA dla kobiet świata filmu!
Film
Script Fiesta 2024: Damian Kocur z nagrodą za najlepszy scenariusz