Barbara Hollender z Wenecji
Kiedyś był „Amerykanin w Paryżu", dzisiaj coraz częściej to Europejczycy wyprawiają się do Ameryki. I poprzez własną wrażliwość opisują ją jak przybysze z zewnątrz.
Powrót kina drogi
W weneckim konkursie znalazły się dwa filmy, w których za oceanem stanęli za kamerą znani artyści Starego Kontynentu: Brytyjczyk Andrew Haigh i Włoch Paolo Virzi. Nie zrobili superprodukcji. Obaj sięgnęli po gatunek kina drogi, ale potraktowali go po swojemu. Pierwszy z nich spojrzał na Amerykę oczami dziecka, drugi – dwójki starych ludzi. Choć w tle ich filmów są dzisiejsze Stany Zjednoczone, stworzyli obrazy intymne i uniwersalne.
Andrew Haigh, twórca nagrodzonych w Berlinie i nominowanych do Oscara „45 lat", sięgnął po powieść Willa Vlautina „Lean on Pete". Pojechał do Stanów, autor książki wprowadził go w świat wyścigów konnych, ale nie tych wielkich, na które zjeżdża śmietanka towarzyska, tylko prowincjonalnych, w małych miejscowościach Oregonu. Potem Haigh w trzy miesiące odbył podróż, w jaką wyruszył mały bohater filmu.
Chłopak, którego matka porzuciła niedługo po urodzeniu, wychowywany przez ojca – mało odpowiedzialnego faceta, w końcu ginącego w bójce z mężem kochanki. Charley dorabia grosze, pomagając na farmie staremu ranczerowi, który wystawia do lokalnych biegów kilka koni. A potem, osierocony, bez środków do życia, wyrusza w drogę przez cały kraj ze starym koniem, którego bardzo pokochał, a zwierzę ma zostać sprzedane do jatki. Młodzieniec chce odnaleźć ciotkę – jedyną bliską osobę, której kiedykolwiek na nim zależało.