Autentyzm wygrywa z gwiazdami

Amerykanie uciekają w bajki, ale to w skromnych filmach Libańczyka i Izraelczyka odbija się świat.

Aktualizacja: 03.09.2017 17:59 Publikacja: 03.09.2017 17:44

George Clooney z żoną Amal Alamuddin.

George Clooney z żoną Amal Alamuddin.

Foto: PAP/EPA

Barbara Hollender z Wenecji

– Chcieliśmy zrobić coś trochę mniej zabawnego, a bardziej gniewnego. Bo jest czas na gniewne filmy – mówił w Wenecji George Clooney, opowiadając, w jakim kierunku z Grantem Heslovem przerabiali scenariusz braci Coen sprzed 20 lat.

Clooney, reżyser „Good Night and Good Luck", znów cofnął się do lat 50. Tytułowy „Suburbicon" to amerykańskie przedmieście, w którym osiedla się klasa średnia. Dopóki w jednym z domów nie zamieszkuje rodzina Afroamerykanów.

Clooney prowadzi jednocześnie dwa wątki. W osiedlu budzi się rasizm, czarnoskórzy sąsiedzi spotykają się z gwałtownie narastającą agresją. A tuż obok toczy się dramat. Biały, szanowany obywatel opłaca morderców, którzy mają zabić jego żonę. Dzięki pieniądzom z jej polisy chce spłacić długi i z jej siostrą prowadzić dostatnie życie.

Film Clooneya ogląda się dobrze, ale im dalej, tym bardziej zaczyna się w nim czuć thriller, zgrywę i ciężką rękę. Aktor zapomniał o finezji, z jaką wyreżyserował „Good Night and Good Luck", ale też o przenikliwości „Id marcowych". Zrobił popłuczyny po braciach Coen. Filmową satyrę z kilkoma zabawnymi scenami, w której niestety społeczno-polityczna krytyka mieszczańskiej Ameryki lat 50. została wbita młotem pneumatycznym.

Większość konkursowych filmów amerykańskich odwoływała się do bajki. Guillermo del Toro zaserwował widzom opowieść z tego samego okresu co Clooney. Historię uczucia rodzącego się między samotnymi odmieńcami – niemą kobietą i człekokształtnym stworem, pokrytym łuską i żyjącym w wodzie. Z zimną wojną, CIA, rosyjskim kontrwywiadem w tle.

– Ci, którzy dzisiaj rzucili hasło powrotu do wielkiej Ameryki, myślą o latach 60., gdy kraj był pełen nadziei i wielkich obietnic na przyszłość – tłumaczył reżyser. – Tymczasem w tamtym czasie też były rasizm i problemy społeczne. Podobne mamy dzisiaj. I dlatego chcę opowiadać o miłości, a nie strachu.

Jego zimnowojenna bajka „The Shape of Water" w przeciwieństwie do filmu Clooneya ma dużo wdzięku.

Jednak prawdziwie mocne filmy opowiadające o dzisiejszym świecie bez metafor pokazali twórcy z rejonów, w których polityka na co dzień odbija się na życiu ludzi. Dla mnie absolutnie wyjątkowym obrazem jest „The Insult" („Obelga") Libańczyka Ziada Doueiri. Wszystko tu zaczyna się niewinnie. W Bejrucie robotnik – uchodźca z Palestyny – obraża Libańczyka, który nie pozwolił mu wejść do mieszkania, by zdjąć rynnę spod jego balkonu.

– W naszym społeczeństwie jest tak dużo urazów i skrywanych dawnych traum, że nawet drobiazg może urosnąć do rangi wielkiej sprawy – mówi Doueiri.

Tak jest w jego filmie. Palestyńczyk, mimo próśb właściciela firmy budowlanej, nie chce lokatora domu przeprosić. Libańczyk podaje go do sądu. Ale w kraju, przez który przetoczyła się wojna i który nigdy nie rozliczył się z przeszłością, nic nie jest proste. Naprzeciwko siebie stają adwersarze. I para adwokatów – ojciec i córka. Oboje wyciągają, czasem nawet wbrew woli klientów, traumy ich przeszłości. Niezabliźnione rany przeszłości, zadry dnia dzisiejszego. A wszystko wykorzystują media, podsycając wrogie nastroje. Piękny film, bo Doueiri pokazuje, że w tym procesie nie ma ani przegranych, ani wygranych. Są obolali ludzie, którzy być może pierwszy raz spróbują się zrozumieć.

Do bolesnej historii sięga też Samuel Maoz w „Foxtrocie". W pierwszej scenie kobieta, słysząc pukanie, otwiera drzwi domu. I mdleje. W drzwiach stoi wysłannik wojska: w Izraelu wszyscy wiedzą, co to oznacza. Maoz pokazuje rozpacz rodziców. Ale wiadomość nie była prawdziwa. Zginął mężczyzna o tym samym imieniu i nazwisku, jednak nie ich syn. Jonathan z trzema kolegami tkwi w punkcie kontrolnym na środku pustyni. Sprawdza przejeżdżające tamtędy z rzadka samochody. Ale w świecie pełnym konfliktów o tragedię nie jest trudno. Każdy może stać się ofiarą. Albo zabójcą.

Do tego obrazu poturbowanego świata trzeba jeszcze dodać „Human Flow" Ai Weiweia, który pokazał, co kryje się za suchą informacją, że na świecie jest w tej chwili 22 mln uchodźców. Chiński artysta przejechał 23 kraje, pokazał obozy w Azji, Ameryce, Europie. I ludzi uciekających z własnych krajów przed wojną, prześladowaniem i głodem. Ten dokument, choć realizacyjnie nieciekawy, robi ogromne wrażenie.

Barbara Hollender z Wenecji

– Chcieliśmy zrobić coś trochę mniej zabawnego, a bardziej gniewnego. Bo jest czas na gniewne filmy – mówił w Wenecji George Clooney, opowiadając, w jakim kierunku z Grantem Heslovem przerabiali scenariusz braci Coen sprzed 20 lat.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Nie żyje reżyser Laurent Cantet. Miał 63 lata
Film
Mastercard OFF CAMERA: „Dyrygent” – pokaz specjalny z udziałem Andrzeja Seweryna
Film
Patrick Wilson, Stephen Fry, laureaci Oscarów – goście specjalni i gwiazdy na Mastercard OFF CAMERA 2024
Film
Drag queen i nie tylko. Dokument o Andrzeju Sewerynie
Film
Kto zdecyduje o pieniądzach na polskiej filmy?