Bankierzy w westernach zawsze byli postaciami negatywnymi, a bandytów rabujących ich banki w miasteczkach Dzikiego Zachodu często przedstawiano jako lokalnych Robin Hoodów zabierających pieniądze bogaczom i oddających je potrzebującym. Z kolei kryzys ekonomiczny lat 30. XX wieku wypędzający farmerskie rodziny z ich domów i ziemi uwiecznili w zekranizowanych powieściach klasycy John Steinbeck i Erskine Caldwell.
W dramacie sensacyjnym „Aż do piekła" te wątki we współczesnych realiach osadził scenarzysta Taylor Sheridan („Sicario"), a zekranizował David Mackenzie, brytyjski reżyser kina niezależnego („Młody Adam"). W ich filmie zarówno sceneria dzisiejszego zachodniego Teksasu, jak i mentalność mieszkańców się nie zmieniły. Ale przede wszystkim nie zmieniły się zagrażające ich codziennemu bytowi bezwzględne działania bankowych korporacji.
Starzy farmerzy martwią się, że ich dzieci nie mogą się utrzymać z odziedziczonych po przodkach gospodarstw, a ich uprawianą od lat ziemię przejmują za długi wszechpotężne banki. I nie chodzi tu o same, często niezbyt urodzajne grunty, ale o to, co można z nich wyciągnąć, czyli ropę naftową. Gdy bank wyznacza Toby'emu (Chris Pine) na spłatę długu ostateczny termin, po którym zabierze mu odziedziczoną po matce ziemię, ten zwraca się o pomoc do brata z kryminalną przeszłością, Tannera (Ben Foster). I choć, jak mówi jeden z przypadkowych świadków zdarzeń „czasy obrabiania banków minęły", bracia dokonują kolejnych napadów, by zebrać potrzebną do spłaty kwotę.