Dyrektor festiwalu filmowego w Gdyni: Dobry czas dla młodych w kinie

Michał Oleszczyk, dyrektor festiwalu filmowego w Gdyni mówi o konkursowych kontrowersjach i kondycji polskiego kina.

Aktualizacja: 29.08.2016 18:52 Publikacja: 28.08.2016 17:50

Michał Oleszczyk, (ur. 1982), doktor filmoznawstwa i krytyk, od 2013 r. dyrektor artystyczny festiwa

Michał Oleszczyk, (ur. 1982), doktor filmoznawstwa i krytyk, od 2013 r. dyrektor artystyczny festiwalu w Gdyni z nagrodą Złotego Pazura przyznawaną w konkursie „Inne spojrzenie”

Foto: Gdyńska Szkoła Filmowa, Sławomir Pultyna

"Rzeczpospolita": Minister kultury po raz pierwszy w 41-letniej historii tej imprezy zakwestionował decyzje komisji selekcyjnej i Komitetu Festiwalowego. Ujął się za niezakwalifikowaną do konkursu „Historią Roja" Jerzego Zalewskiego.

Michał Oleszczyk: Byłem zdumiony słowami premiera Piotra Glińskiego. Tym bardziej że sam bardzo chciałbym zobaczyć dobry film o Żołnierzach Wyklętych. Ale obraz Jerzego Zalewskiego, któremu brakuje dopracowanego scenariusza i klarowności opowiadania, po prostu nie zyskał uznania selekcjonerów. Sam temat nie może decydować o dostaniu się do konkursu; to kojarzyłoby mi się z czasami socrealizmu.

Minister argumentuje, że film został zaakceptowany przez publiczność. Obejrzało go ponad 200 tys. osób.

„Listy do M 2” obejrzało bodaj dwa miliony. Czy to znaczy, że film miał się znaleźć automatycznie w konkursie? To przecież absurd, by frekwencja miała o czymkolwiek decydować na festiwalu filmowym.

A co z innym gorącym politycznie tytułem, czyli „Smoleńskiem”?

Film Antoniego Krauzego nie został przez producentów zgłoszony do konkursu, ale planujemy jego pokaz specjalny w Multikinie. W gorącym czasie, kiedy będzie on w szerokiej dystrybucji i na pewno przez kraj przetoczy się debata go dotycząca, powinien też pojawić się na festiwalu.

Spróbujmy więc rozmawiać o kinie, nie o polityce. Producenci zgłosili do konkursu głównego aż 45 filmów. Selekcja była trudna?

Ona jest trudna każdego roku. I zawsze jest wiele osób niezadowolonych. Ale festiwal trwa pięć dni i dawno została podjęta decyzja, że o nagrody będzie walczyło tylko kilkanaście tytułów. W ostatnich latach było ich po 13-14, w ubiegłym roku — 18, teraz — 16. Przy tylu zgłoszeniach pytania o nieobecnych zawsze będą się pojawiać. W tym roku nie zmieścił się w konkursowej stawce nie tylko film Zalewskiego. Nie znalazło też uznania w oczach selekcjonerów kilka tytułów uznanych twórców, m.in. „Dzikie róże” Anny Jadowskiej. A także kilka produkcji niezależnych, nawet ze sporymi budżetami, jak choćby thriller „Titanium White” Piotra Śmigasiewicza z Piotrem Adamczykiem w roli głównej. Takie są prawa festiwalu.

A jednocześnie jest w konkursie typowo komercyjna „Planeta singli”. Może to błąd? Takie filmy zarabiają ogromne pieniądze w kinach, a o nagrody festiwalowe nie walczą.

Nie chcieliśmy dyskredytować żadnego gatunku. Jeśli zdarzyła się na naszym rynku świetnie zrealizowana komedia romantyczna, zdecydowaliśmy się to zauważyć.

Z szesnastu tytułów, które we wrześniu będą walczyły o Złote Lwy, siedem to debiuty, a dwa następne — tzw. drugie fabuły. Fantastycznie weszła do kina generacja trzydziestolatków. To ich czas?

Coś w tym jest. Młodzi artyści robią dziś bardzo ciekawe filmy. I różnorodne. Opowiadają o swojej generacji jak choćby Łukasz Grzegorzek w „Kamperze” czy Michał Marczak we „Wszystkich nieprzespanych nocach”, ale też interesuje ich przeszłość. Tomasz Wasilewski cofa się w „Zjednoczonych stanach miłości” do początku lat 90., Jan Matuszyński w „Ostatniej rodzinie” kreśli fresk obejmujący ponad ćwierć wieku — od drugiej połowy lat 70. do roku 2005. Ta próba zrozumienia naszej najnowszej historii wydaje mi się fascynująca. Podejmują ją również, oczywiście, twórcy starszej generacji, m.in. Wojciech Smarzowski w „Wołyniu”, Ryszard Bugajski w „Zaćmie” czy Maciej Pieprzyca w „Jestem mordercą”.

I jeszcze kolejna fala pretensji do tegorocznej selekcji. Po ogłoszeniu konkursowego zestawu na Facebooku pojawiły się głosy, m.in. filmoznawczyni Moniki Talarczyk-Gubały, że nie ma w nim filmów zrobionych przez kobiety.

Nie lekceważę tych uwag, ale nie przesadzajmy. Obecność kobiet w polskim kinie jest silna. W ubiegłym roku Złote Lwy dostała Małgorzata Szumowska, nagrodę za debiut Agnieszka Smoczyńska, a nagrodę publiczności Kinga Dębska. W tym roku reżyserki są w konkursie głównym słabo reprezentowane, ale na 45 zgłoszeń tylko 3 filmy były podpisane przez reżyserki. Ale za to wiele filmów firmują kobiety-producentki, które dzisiaj są w naszej kinematografii ogromną siłą. A poza tym reżyserzy często opowiadają o świecie kobiet. „Zjednoczone stany miłości”, „Zaćma”, „Fale” to ich historie. W „Królewiczu olch” Kuby Czekaja mamy relację syn-matka. Silne bohaterki są w „Szczęściu świata” Michała Rosy czy „Ostatniej rodzinie”. Dlatego jeśli ktoś mówi, że nie ma kobiet na festiwalu, to namawiam, żeby rozszerzył swoje spojrzenie. A w Konkursie Młodego Kina reżyserek jest z kolei większość.

Nie trzeba więc narzekać?

Absolutnie nie. W ubiegłym roku było świetnie pod względem genderowej równowagi, a w tym cieszyć powinno nas cieszyć to, o czym mówiliśmy wcześniej: nowe pokolenie twórców. Gdyński festiwal jest na jego przyjęcie gotowy. Także dlatego, że udało nam się oddzielić konkurs młodego kina od rywalizacji niezależnych filmów krótkich. Warto ten konkurs śledzić, bo daje on wgląd w to, co będzie się działo na naszych ekranach za chwilę.

Dużo mówisz o filmowej młodzieży. Nie będą mieli do ciebie żalu starsi, doświadczeni twórcy?

Mam nadzieję, że nie. Są honorowani w konkursach, w składach jurorów, organizujemy im retrospektywy. A udział generacji lat 80. podkreślam również dlatego, że kiedy tu przyszedłem trzy lata temu, gdyńskiej imprezie towarzyszyła opinia imprezy nieprzyjaznej młodym. Chciałem to odium zdjąć, odczarować. I chyba się udało. Nie było to zresztą trudne, zważywszy, jaka fala młodych artystów weszła ostatnio do kina polskiego.

W ubiegłym roku powołałeś do życia konkurs „Inne spojrzenie”. Sprawdził się?

Uważam, że tak. To sekcja niewdzięczna, towarzyszy jej aura „salonu odrzuconych”. A to nieprawda. W konkursie głównym tytuły eksperymentujące, szukające nowego filmowego języka mogłyby sobie nie poradzić. Nie dlatego, że są słabsze, tylko dlatego, że są inne. Dwa lata temu w pojedynku między „Bogami” a „Miastem 44” zginął ciekawy  „Kebab i horoskop” Grzegorza Jaroszuka . A jakie szanse na zauważenie startując obok filmów Szumowskiej czy Majewskiego miałby w ubiegłym roku „Śpiewający obrusik” Mariusza Grzegorzka, który wygrał „Inne spojrzenie”? Na tegorocznym festiwalu pokażemy tu cztery ciekawe, niekonwencjonalne filmy, m.in. „Zud” Marty Minorowicz i „Biuro budowy pomnika” Karoliny Breguły.

Jakie sekcje chciałbyś jeszcze polecić?

„Skarby kina przedwojennego”, bo w sztuce ważna jest ciągłość tradycji. W tym roku pokażemy trzy stare filmy i zorganizujemy wykład poświęcony procesowi odrestaurowania cyfrowego „Halki”. Mogę też widzom zarekomendować miniretrospektywę Andrzeja Żuławskiego i przygotowaną razem z TVP Kultura sekcję poświęconą polskiemu kinu muzycznemu. Myślę jednak, że filmem pod wieloma względami najbardziej oczekiwanym będą „Powidoki” Andrzeja Wajdy, który pokażemy na specjalnym pokazie przedpremierowym, mającym także charakter urodzinowy. Na 90. urodziny pana Wajdy PISF przygotował dużą wystawę, „Wajda 40/90”, która także zagości w Gdyni.

Ubiegłoroczny festiwal był wyjątkowy, jubileuszowy i miałeś do dyspozycji duży budżet. W tym roku będzie skromniej?

Zdecydowanie. Co nie znaczy, że ubogo. Po prostu festiwal wrócił do klasycznej formuły. Ale przez trzy lata przekonałem się, że czegokolwiek by się w Gdyni nie robiło, to i tak poziom tej imprezy wyznacza konkurs. A w tym roku będzie on bardzo silny.

Dwa lata temu mówiłeś o potrzebie umiędzynarodowienia festiwalu. Udało się?

Przeżywamy czas zainteresowania polskim kinem na świecie, dlatego coraz chętniej przyjeżdżają do Gdyni selekcjonerzy zagranicznych festiwali. Także krytycy. I nie chodzi o to, żeby zaprosić 300 dziennikarzy. Lepiej zaprosić 30, którzy potem napiszą o nas w znaczących tytułach. W tym roku odbędą się również spotkania polsko-niemieckie, specjalny fokus polsko-francuski, panel PISF-u poświęcony promocji filmu polskiego za granicą. Gdynia jest świetnym miejscem, żeby polskie kino promować i myślę, że trzeba to wykorzystywać.

W tym roku kończy się twoja dyrektorska kadencja. Zapowiedziałeś oficjalnie, że nie będziesz stawał do kolejnego konkursu. Czego festiwalowi życzysz?

Życzę, aby regulamin został zmieniony i aby dyrektor artystyczny miał szersze pole do działania. Moja swoboda ruchów była dość mocno ograniczona, spełniłem wszystkie swoje założenia i wywalczyłem miejsce dla filmów, na których mi zależało, ale za każdym razem okupione to było mozołem negocjacji z Komitetem. Uważam, że dla dobra festiwalu dyrektor powinien mieć solidniejsze narzędzia działania. A samemu Festiwalowi życzę, by tendencja zwyżkowa w polskim kinie się utrzymała. I niezależności.

—rozmawiała Barbara Hollender

"Rzeczpospolita": Minister kultury po raz pierwszy w 41-letniej historii tej imprezy zakwestionował decyzje komisji selekcyjnej i Komitetu Festiwalowego. Ujął się za niezakwalifikowaną do konkursu „Historią Roja" Jerzego Zalewskiego.

Michał Oleszczyk: Byłem zdumiony słowami premiera Piotra Glińskiego. Tym bardziej że sam bardzo chciałbym zobaczyć dobry film o Żołnierzach Wyklętych. Ale obraz Jerzego Zalewskiego, któremu brakuje dopracowanego scenariusza i klarowności opowiadania, po prostu nie zyskał uznania selekcjonerów. Sam temat nie może decydować o dostaniu się do konkursu; to kojarzyłoby mi się z czasami socrealizmu.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Rekomendacje filmowe na weekend: Kino oparte na faktach
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Film
„Back To Black” wybiela mrok życia Amy Winehouse
Film
Rosja prześladuje jak za Stalina, a Moskwa płonie w „Mistrzu i Małgorzacie”
Film
17. Mastercard OFF CAMERA: Nominacje – Najlepsza Aktorka, Aktor i Mastercard Rising Star
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Film
Zbrojmistrzyni w filmie "Rust" skazana na 18 miesięcy więzienia