„Co przynosi przyszłość" - recenzja

Znakomita Isabelle Huppert pokazuje kruchość, ale i siłę dojrzałych kobiet w filmie „Co przynosi przyszłość".

Aktualizacja: 16.08.2016 20:56 Publikacja: 16.08.2016 17:50

Foto: materiały prasowe

Dziś w kinie jest czas kobiet. Reżyserki, ale i reżyserzy coraz częściej patrzą na świat ich oczami. Dostrzegają też dojrzałość, czas wchodzenia w jesień życia. Pokazują rozczarowania osób w wieku średnim, lecz również ich siłę. Wiarę, że nic jeszcze się nie skończyło i nawet jeśli życie rozpada się jak domek z kart, to można ułożyć je na nowo. Tak jak się chce. Na własnych warunkach.

W przewijającym się przez ekran korowodzie takich bohaterek ważne miejsce zajmuje Nathalie Chazeau z „Co przynosi przyszłość” Mii Hansen-Love. Pięćdziesięciokilkuletnia profesorka filozofii w krótkim czasie traci wszystko, co dotąd było ważne. Umiera jej matka, nieznośna i stosująca wobec niej emocjonalny szantaż, ale przecież bliska. Dorosłe dzieci mają własne sprawy. Mąż odchodzi. Oddala się przyjaciel. W kobiecie są ból i zawód, ale również siła: poczucie własnej wartości i godności.

Mia Hansen-Love jest jedną z najciekawszych francuskich reżyserek średniej generacji. Pochodząca z inteligenckiego domu, od dziecka obcowała z dobrą literaturą. W świat muzyki wprowadzał ją starszy brat, który został DJ-em. Ona sama, choć studiowała filozofię niemiecką, wybrała kino. A może to kino wybrało ją, gdy znany francuski reżyser Olivier Assayas w 1998 roku zaoferował jej rolę w swoim filmie „Późny sierpień, wczesny wrzesień”. Miała wtedy 17 lat. Niedługo potem zagrała w jego „Ścieżkach uczuć”. Zakochała się w starszym od niej o 26 lat reżyserze. Są razem od kilkunastu lat, a Mia Hansen-Love zawsze powtarza, że to on nauczył ją kina.

Lekcje były niezłe, bo kariera młodej reżyserki rozwija się świetnie. W 2008 roku jej debiutancka fabuła „Tout est pardonee” była nominowana do Cezara. Rok później „Ojciec moich dzieci” trafił do canneńskiego „Certain Regard”. Autobiograficzny „Żegnaj pierwsza miłości” w 2011 roku miał premierę na festiwalu w Locarno, a „Eden” - w San Sebastian. A w tym roku Hansen-Love za reżyserię „Co przynosi przyszłość” dostała nagrodę w Berlinie.

Francuzka nigdy nie ukrywała, że jej kino jest bardzo osobiste. W poprzednich filmach opowiedziała o własnej młodzieńczej miłości zakończonej traumatycznym rozstaniem, o życiu brata i zagubionej generacji lat 90., o tragedii zaprzyjaźnionego producenta artystycznego kina. „Co przyniesie przyszłość” też ma korzenie w jej rodzinnym domu.

— Moi rodzice uczyli filozofii, rozwiedli się, a ja obserwowałam, jak matka próbuje się w nowej sytuacji odnaleźć – przyznaje reżyserka.

Ale jej film nie jest opowieścią o katastrofie. To historia wstawania z upadku. Nathalie ma świat książek, uczniów, wielkiej pasji. I świeżo urodzoną wnuczkę. A przede wszystkim poznaje smak wolności, której granice może po raz pierwszy wyznacza sobie sama. Jest ogromnie wiarygodna, także dzięki Isabelle Huppert, która tworzy wspaniałą kreację. Nie tyle gra, co jest. Poraniona, a jednak silna.

Tytułowa „przyszłość” niesie nadzieję. Hansen-Love przypomina najprostszą z prawd: że trzeba mieć swoją osobowość i od nikogo nie zależeć. Wtedy łatwiej dać sobie radę zarówno z ciosami, jak i z sukcesami. Po prostu z życiem.

Dziś w kinie jest czas kobiet. Reżyserki, ale i reżyserzy coraz częściej patrzą na świat ich oczami. Dostrzegają też dojrzałość, czas wchodzenia w jesień życia. Pokazują rozczarowania osób w wieku średnim, lecz również ich siłę. Wiarę, że nic jeszcze się nie skończyło i nawet jeśli życie rozpada się jak domek z kart, to można ułożyć je na nowo. Tak jak się chce. Na własnych warunkach.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Rusza 17. edycja Międzynarodowego Festiwalu Kina Niezależnego Mastercard OFF CAMERA
Film
Marcin Dorociński z kolejną rolą w Hollywood. W jakiej produkcji pojawi się aktor?
Film
Rekomendacje filmowe na weekend: Sport i namiętności
Film
Festiwal Mastercard OFF CAMERA. Patrick Wilson z nagrodą „Pod prąd”
Film
Nie żyje reżyser Laurent Cantet. Miał 63 lata