Dziś w kinie jest czas kobiet. Reżyserki, ale i reżyserzy coraz częściej patrzą na świat ich oczami. Dostrzegają też dojrzałość, czas wchodzenia w jesień życia. Pokazują rozczarowania osób w wieku średnim, lecz również ich siłę. Wiarę, że nic jeszcze się nie skończyło i nawet jeśli życie rozpada się jak domek z kart, to można ułożyć je na nowo. Tak jak się chce. Na własnych warunkach.
W przewijającym się przez ekran korowodzie takich bohaterek ważne miejsce zajmuje Nathalie Chazeau z „Co przynosi przyszłość” Mii Hansen-Love. Pięćdziesięciokilkuletnia profesorka filozofii w krótkim czasie traci wszystko, co dotąd było ważne. Umiera jej matka, nieznośna i stosująca wobec niej emocjonalny szantaż, ale przecież bliska. Dorosłe dzieci mają własne sprawy. Mąż odchodzi. Oddala się przyjaciel. W kobiecie są ból i zawód, ale również siła: poczucie własnej wartości i godności.
Mia Hansen-Love jest jedną z najciekawszych francuskich reżyserek średniej generacji. Pochodząca z inteligenckiego domu, od dziecka obcowała z dobrą literaturą. W świat muzyki wprowadzał ją starszy brat, który został DJ-em. Ona sama, choć studiowała filozofię niemiecką, wybrała kino. A może to kino wybrało ją, gdy znany francuski reżyser Olivier Assayas w 1998 roku zaoferował jej rolę w swoim filmie „Późny sierpień, wczesny wrzesień”. Miała wtedy 17 lat. Niedługo potem zagrała w jego „Ścieżkach uczuć”. Zakochała się w starszym od niej o 26 lat reżyserze. Są razem od kilkunastu lat, a Mia Hansen-Love zawsze powtarza, że to on nauczył ją kina.
Lekcje były niezłe, bo kariera młodej reżyserki rozwija się świetnie. W 2008 roku jej debiutancka fabuła „Tout est pardonee” była nominowana do Cezara. Rok później „Ojciec moich dzieci” trafił do canneńskiego „Certain Regard”. Autobiograficzny „Żegnaj pierwsza miłości” w 2011 roku miał premierę na festiwalu w Locarno, a „Eden” - w San Sebastian. A w tym roku Hansen-Love za reżyserię „Co przynosi przyszłość” dostała nagrodę w Berlinie.
Francuzka nigdy nie ukrywała, że jej kino jest bardzo osobiste. W poprzednich filmach opowiedziała o własnej młodzieńczej miłości zakończonej traumatycznym rozstaniem, o życiu brata i zagubionej generacji lat 90., o tragedii zaprzyjaźnionego producenta artystycznego kina. „Co przyniesie przyszłość” też ma korzenie w jej rodzinnym domu.