Artysta stawia nagrobki

Krzysztof M. Bednarski | Premiera filmu, którego bohaterem jest polski rzeźbiarz w niedzielę na T-Mobile Nowe Horyzonty.

Aktualizacja: 02.08.2017 18:25 Publikacja: 02.08.2017 18:04

Foto: Anna Konik

„My Italy" w reżyserii Bruno Colelli opowiada historie czterech pracujących w Rzymie zagranicznych artystów, których wskazał Achille Bonito Oliva, światowej sławy krytyk sztuki. Każdy gra siebie, także autentyczne są mieszkania i pracownie. Wszyscy są z tego samego pokolenia i mieszkają w Rzymie od połowy lat 80.

Są to: Amerykanin, malarz i muzyk Mark Kostabi, Chińczyk z Malezji, rzeźbiarz i performer H.H. Lim, Duńczyk Thorsten Kirchhoff, który zajmuje się malarstwem i sztuką wideo, oraz Polak - Krzysztof M. Bednarski, rzeźbiarz (ur. 1953), jeden z najważniejszych artystów swojego pokolenia. Najbardziej znaną jego realizacją jest instalacja rzeźbiarska Moby Dick. Głośny był jego dyplom na warszawskiej ASP „Portret totalny Karola Marksa". Bednarski jest też autorem pomnika na grobie Krzysztofa Kieślowskiego na Powązkach.

Pokaz filmu będącego pomysłową hybrydą dokumentu i fabuły odbędzie się  6 i 7 sierpnia.

Rz: W filmie wymyślono panu niezłą historyjkę: nachodzi pana wdowa po kamoryście, która prosi o wykonanie takiego nagrobka, jaki zrobił pan Kieślowskiemu. Skąd taki pomysł?

Krzysztof M. Bednarski: Z życia. Mój epizod oparty jest na prawdziwym zdarzeniu. Kiedy przed 20 laty postawiłem nagrobek Krzysztofa Kieślowskiego, zgłosiła się do mnie w Warszawie kobieta, która koniecznie chciała, bym wykonał replikę nagrobka dla jej męża. Powiedziała, ze cena nie gra roli. Odmówiłem. Zgodnie z prawdą powiedziałem, że się tym nie zajmuję.

W filmie Achille Bonito Oliva radzi panu podjąć wyzwanie i przyjąć propozycję.

– Ta rada nie jest pozbawiona sensu, bo artyści od wieków tworzyli na zamówienie klientów, czyli dawniej – mecenasów. Jako młody człowiek nie chciałem być nadwornym artystą, człowiekiem utrwalającym władzę. Kiedy w 1978 roku na dyplom w pracowni profesora Jerzego Jarnuszkiewicza wykonałem rzeźbiarska instalacje „Portret totalny Karola Marksa”, traktowałem to jako zerwanie z rzeźbą. Był to jeszcze czas, gdy za mniejsze przewinienie niż głowa Marksa można było stracić szansę na ukończenie studiów. Był to punkt graniczny między sztuką a polityką i pokazanie wyboru etycznego, przed jakim stał artysta wówczas kończący studia.

Ale nie porzucił pan rzeźby, a i do wykonywania nagrobków pan powrócił….

– Po dramatycznych śmierciach moich przyjaciół z Teatru Laboratorium Grotowskiego, zadedykowałem im rzeźbę „Thanatos Polski”, wówczas czułem opór przed kolejnymi takimi realizacjami. Dopiero po latach zrozumiałem, że to najlepsze co mogę zrobić dla przyjaciela – dobry nagrobek. Już niestety mam ich kilka na koncie – wybitnych twórców, których osobiście znalem i podziwiałem. Dopiero co postawiłem pomnik Wojciechowi Fangorowi na Powązkach. To pierwszy nagrobek z kolorem - pęknięty krąg, który jednocześnie jest wstęgą Mobiusa w jego ulubionych kolorach – niebieskim i zielonym. Obiecałem też za życia reżyserowi Krzysztofowi Krauzemu, więc będzie miał…

Ludzie rozumieją współczesną sztukę?

– Często nie. Paraliżuje ich konieczność wyrażenia o niej swojej opinii i zrozumienia „co artysta miał na myśli”. Przy dzisiejszej relatywności wszystkiego – także sztuki – rzeczywiście trudno może być rozeznać, co ma prawdziwą wartość, a co jest jedynie wydmuszką.

To dla kogo jest sztuka?

– W sztuce stwarzamy protezy swoich emocji w zastępstwie prawdziwego życia. Graniczna sytuacja między sztuką i życiem jest na tyle niebezpieczna, że można się zgubić. Ale z tych granicznych sytuacji płynie siła. Należę do pokolenia, które chowało się w niełatwych warunkach. W mojej dyscyplinie istniała selekcja naturalna, choćby z powodów ekonomicznych. Dziś w każdej dziedzinie mamy nadmiar artystów, którzy nie wiedzą, co ze sobą mają zrobić, jak zaistnieć i szukają możliwości drogi także na skróty. Ale to, co w sztuce najważniejsze i niezmienne, to poszukiwanie własnej tożsamości. Być może jest to piękne samooszustwo… Jerzy Jarnuszkiewicz mówił, że wszyscy stoimy po uszy w szambie, ale każdy z nas ma pod nosem mały flakonik perfum, żeby czuć się dobrze.

A pan czego uczy swoich studentów?

– Żeby nie myśleli jedynie o sukcesie, tylko pamiętali, że sztuka jest po to, żeby się przez nią realizować i spełniać. Ale jesteśmy dziś mniej cierpliwi, każdy chce mieć satysfakcję natychmiast. Żyjemy w czasach wszechobecnej konsumpcji, wielu artystów chce się przypodobać odbiorcy. Niewielu artystów ma do siebie dystans, a bez niego – jest trudno, z nim jeszcze trudniej! (śmiech)

Ma pan dystans do siebie?

– Moja sztuka jest zbyt serio, żebym jeszcze w życiu prywatnym był „napompowany”. Wielu poetów utożsamiających słowo z życiem skończyło samobójstwem, dlatego lepiej mieć dystans do siebie i do tego, co się robi. Chowałem się pod fortepianem, na literaturze egzystencjalnej. Byłem oczytany i ważni byli dla mnie poeci, od Karpowicza, Herberta, Szymborskiej, Barańczaka po Krynickiego, wielu znałem osobiście i dedykowałem im swoje prace. Nie wiedziałem, jak naprawdę wygląda rzeczywistość. Dopiero praca w kamieniołomach na polskiej prowincji, a potem podróż do Afryki równikowej do Togo w 1986 roku, gdzie życie ma całkiem inna wartość niż u nas - zmieniły mnie. Wtedy przeszedłem na jasną stronę życia.

Od lat 80. pańska biografia dzieli się na życie w Warszawie i w Rzymie. Artyście Krzysztofowi M. Bednarskiemu jest łatwiej we Włoszech czy w Polsce?

Do Rzymu wywiozła mnie piękna Włoszka Marina Fabbri, która do dziś jest moją żoną, ale nigdy nie zerwałem z Polską. Zresztą teraz z Warszawy bliżej do Rzymu niż do Szczecina czy Zamościa. Wychodząc z mojego domu opodal Campo dei Fiori otwieram drzwi mojego warszawskiego mieszkania po pięciu godzinach. Dla mnie Rzym jest o tyle dobry do pracy, że od zawsze współpracuję tam z odlewnią, w której wszystko mogę wykonać. Czyli paradoksalnie w Rzymie jestem bardziej aktywny – tam powstają moje rzeźby. Rzym nie należy do miast tak zakręconych w prędkości i nawałnicy wydarzeń jak Berlin, Mediolan czy Nowy Jork – gdzie nie można ogarnąć tego, co się dzieje, ale jest w nim ponad sto galerii i dzieje się tak wiele, że łatwo przepaść. Można zrobić wystawę i na wernisaż ktoś przyjdzie, ale potem już nie.

W filmie prezentuje pan poetycko przenośny pomnik Felliniego – latarenkę. Skąd ten flirt z Federico Fellinim?

– Przez Tonino Guerrę, scenarzystę Felliniego, a także Antonioniego, Tarkowskiego. Poznałem go wiele lat temu. Zobaczył moją pracę dedykowaną kamieniarzowi ze strzegomskich kamieniołomów – granatowy krawężnik, w który jest wpisany jego rozciągnięty profil. A najważniejszy jest rzucany cień. Guerra chciał, żebym zrobił coś podobnego dla Felliniego. Wymyśliłem pomnik funkcjonujący jak zegar słoneczny – „Incontro con Fellini” czyli „Spotkanie z Fellinim”. W określonej godzinie cienie się integrują i widać czytelny portret Felliniego, takim jak wszyscy go pamiętają – w kapeluszu i szalu. W nocy zapala się reflektor i cień widać zawsze. Pomnik powstał w 1993 roku, ale stałe miejsce ma dopiero od dwóch lat – stoi w rodzinnym mieście Felliniego – w Rimini. Był nawet i prezentowany na wrocławskim runku na festiwalu filmowym Era Nowe Horyzonty w 2008 roku.

Festiwalowe atrakcje

Tegoroczna 13. edycja T-Mobile Nowych Horyzontów to ponad 200 filmów w ciągu 11 dni, czyli dawka, którą trudno skonsumować nawet najzagorzalszym miłośnikom kina. Do tego koncerty, wykłady, wystawy. Oprócz międzynarodowego konkursu jedną z większych atrakcji ma być przegląd nowego kina Izraela. Wśród cykli m.in.: „Mistrzowie", „Odkrycia", „Filmy o sztuce", „Kino protestu", „Nocne szaleństwo", „Klasyka kina". Swoje retrospektywy mieć będą m.in. Jacques Rivette i Fred Kelemen. Festiwal otworzy dziś, 3 sierpnia, jeden z dwóch ostatnich filmów Françoisa Ozona – „Podwójny kochanek". —mp

„My Italy" w reżyserii Bruno Colelli opowiada historie czterech pracujących w Rzymie zagranicznych artystów, których wskazał Achille Bonito Oliva, światowej sławy krytyk sztuki. Każdy gra siebie, także autentyczne są mieszkania i pracownie. Wszyscy są z tego samego pokolenia i mieszkają w Rzymie od połowy lat 80.

Są to: Amerykanin, malarz i muzyk Mark Kostabi, Chińczyk z Malezji, rzeźbiarz i performer H.H. Lim, Duńczyk Thorsten Kirchhoff, który zajmuje się malarstwem i sztuką wideo, oraz Polak - Krzysztof M. Bednarski, rzeźbiarz (ur. 1953), jeden z najważniejszych artystów swojego pokolenia. Najbardziej znaną jego realizacją jest instalacja rzeźbiarska Moby Dick. Głośny był jego dyplom na warszawskiej ASP „Portret totalny Karola Marksa". Bednarski jest też autorem pomnika na grobie Krzysztofa Kieślowskiego na Powązkach.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Rekomendacje filmowe na weekend: Kino oparte na faktach
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Film
„Back To Black” wybiela mrok życia Amy Winehouse
Film
Rosja prześladuje jak za Stalina, a Moskwa płonie w „Mistrzu i Małgorzacie”
Film
17. Mastercard OFF CAMERA: Nominacje – Najlepsza Aktorka, Aktor i Mastercard Rising Star
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Film
Zbrojmistrzyni w filmie "Rust" skazana na 18 miesięcy więzienia