Transatlantyk: nagroda FIPRESCI dla Lecrecii Martel

Wybitna argentyńska reżyserka Lucrecia Martel odebrała na festiwalu Transatlantyk nagrodę FIPRESCI.

Aktualizacja: 23.07.2017 18:10 Publikacja: 23.07.2017 17:51

Lucrecia Martel z nagrodą, twórca festiwalu Transatlantyk Jan A.P. Kaczmarek (z lewej) i sekretarz g

Lucrecia Martel z nagrodą, twórca festiwalu Transatlantyk Jan A.P. Kaczmarek (z lewej) i sekretarz generalny FIPRESCI Klaus Eder.

Foto: Transatlantyk

Nie należy do artystów, którzy co rok pokazują nowy film, ale każdy jest u niej ważny. W połowie lat 90. Lucrecia Martel współtworzyła Nową Falę Argentyńską. „Bagno", „Święta dziewczyna" i „Kobieta bez głowy" to filmy, które napisała własnym charakterem pisma. Teraz, po ośmiu latach milczenia, skończyła kolejny, „Zama", który będzie miał międzynarodową premierę na festiwalu w Wenecji.

Podczas festiwalu Transatlantyk w Łodzi Martel nie tylko odebrała nagrodę międzynarodowego stowarzyszenia krytyków filmowych FIPRESCI. Dała też lekcję kina i spotkała się z publicznością. – Interesuje mnie burzenie ustalonego sposobu patrzenia na świat, potocznych wyobrażeń i oczekiwań – mówiła.

Pierwsza kamera

Urodziła się w 1966 roku, w rodzinie należącej do klasy średniej, w Salta, na północy Argentyny. Uczyła się w katolickiej szkole, miała rozległe zainteresowania – zastanawiała się nad studiowaniem zoologii, historii sztuki, reklamy. W końcu wybrała historię na miejscowej uczelni, a po roku przeniosła się do Buenos Aires, na wydział komunikacji społecznej. Bardzo ciekawy, bo na uczelnię wrócili wtedy profesorowie relegowani wcześniej przez wojskową dyktaturę. Lucrecię pognało jednak dalej: zapisała się na kurs animacji, a potem zdała do szkoły filmowej.

Kino interesowało ją już jako nastolatkę. Oglądała w telewizji horrory albo westerny. A kiedy jej ojciec kupił kamerę wideo, zaczęła tworzyć domową kronikę. Stale podpatrywała rodziców i braci. I wreszcie chęć zamykania świata na taśmie filmowej zwyciężyła.

Szkoła filmowa nie spełniła jednak jej oczekiwań. Kryzys ekonomiczny sprawił, że brakowało pieniędzy na ćwiczenia praktyczne. W końcu uczelnię zamknięto. Martel zaczęła myśleć o znalezieniu innego zawodu, ale wygrała konkurs scenariuszowy, w którym nagrodą były pieniądze na realizację krótkiego filmu.

Nakręcony dzięki temu „Martwy król" otworzył jej drogę do telewizji. Przede wszystkim jednak laureaci konkursu przekonali urzędników z Instytutu Kinematografii, by z ich etiud zrobić składankę, która weszłaby do kin. I od tego m.in. filmu zaczęło się nowe kino argentyńskie. Była połowa lat 90. i w kraju zaczęło dochodzić do głosu nowe pokolenie artystów.

W rodzinnych stronach

Filmy Martel wytrącają widza z poczucia samozadowolenia. Ich akcja toczy się w rodzinnych stronach reżyserki. „Bagno" to historia dwóch rodzin, opowieść o życiu, o fałszu zakradającym się do codzienności, lękach, próbie przetrwania i uratowania wartości, które kiedyś wydawały się ważne. W „Świętej dziewczynie", podczas zjazdu lekarzy w miasteczku La Cienaga, miejscowa lolitka osacza starszego, żonatego mężczyznę.

W „Kobiecie bez głowy" dobrze prosperująca dentystka powoduje wypadek samochodowy i odjeżdża, nie pomagając ofierze. Nie wie, czy potrąciła dziecko czy psa, a wyrzuty sumienia nie pozwalają jej o tym wydarzeniu zapomnieć.

„Bagno" ma mocną wymowę społeczną: Martel pokazuje stan argentyńskiego społeczeństwa, zderza też ze sobą przedstawicieli zamożnej klasy wyższej i pracującą w ich domu służbę. W „Świętej dziewczynie" – studium pożądania i budzącej się seksualności – wyraźne jest tło religijne, „Kobieta bez głowy" to opowieść o moralności. We wszystkich tych filmach obserwacja rzeczywistości miesza się z fantazją, a granica między nimi jest niemal niewidoczna.

– Wychowałam się na magicznym realizmie – przyznaje Lucrecia Martel. – Na historiach, w których do życia codziennego wdzierała się fantastyka. Już przy „Bagnie" zdałam sobie sprawę, że opowiedziałam je tak, jak zrobiłaby to moja babcia, która raczyła mnie bajkami braci Grimm czy historiami z pełnych śmierci i zbrodni książek urugwajsko-argentyńskiego pisarza Horatio Quirogi. I zawsze robiła to, jakby to były nasze dzieje rodzinne.

W jej filmach zachwycają zdjęcia, ciekawie kadrowane, wykorzystujące siłę światła. Równie ważny, a często ważniejszy staje się dźwięk. Krytycy piszą: „Martel widzi poprzez uszy", bo szum nalewanego do kieliszka wina, jazgot krzeseł przesuwanych nad basenem, grzmoty nad górami, modlitwa dziewczyny zagłuszona przez burzę – wszystko ma swoją wymowę. A czasem wręcz tworzy narrację, jak w „Kobiecie bez głowy", gdzie wypadek na drodze tylko słyszymy.

Czasy kolonizacji

Nowy film Martel pewnie zaskoczy widzów. „Zama", oparta na kultowej w Argentynie prozie Antonio di Benetto, sięga do historii kolonizacji Paragwaju przez Hiszpanów w XVIII wieku.

– My, mieszkańcy Ameryki Południowej, nie lubimy rozliczać się z przeszłością, zwłaszcza bolesną – powiedziała mi Martel. – A bez tego nie da się iść naprzód.

Argentyńska reżyserka była w Polsce pierwszy raz. Zauroczona atmosferą Transatlantyku, wyznała mi, że doszukała się w drzewie genealogicznym swojej rodziny polskich korzeni. W XVI wieku. „No widzisz, mam jakiś ułamek polskiej duszy" – śmiała się.

Ze swoją otwartością i niestereotypowym sposobem myślenia bardzo pasowała do stworzonego przez Jana A.P. Kaczmarka Transatlantyku, festiwalu z coraz ciekawszym programem i świetną, młodą publicznością.

Nie należy do artystów, którzy co rok pokazują nowy film, ale każdy jest u niej ważny. W połowie lat 90. Lucrecia Martel współtworzyła Nową Falę Argentyńską. „Bagno", „Święta dziewczyna" i „Kobieta bez głowy" to filmy, które napisała własnym charakterem pisma. Teraz, po ośmiu latach milczenia, skończyła kolejny, „Zama", który będzie miał międzynarodową premierę na festiwalu w Wenecji.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Rusza 17. edycja Międzynarodowego Festiwalu Kina Niezależnego Mastercard OFF CAMERA
Film
Marcin Dorociński z kolejną rolą w Hollywood. W jakiej produkcji pojawi się aktor?
Film
Rekomendacje filmowe na weekend: Sport i namiętności
Film
Festiwal Mastercard OFF CAMERA. Patrick Wilson z nagrodą „Pod prąd”
Film
Nie żyje reżyser Laurent Cantet. Miał 63 lata