Karlowe Wary: Świetnie przyjęto polskie filmy o uchodźcach i wojennej traumie

Karlowe Wary: Świetnie przyjęto polskie filmy o uchodźcach i wojennej traumie.

Publikacja: 03.07.2018 18:43

„53 wojny” Ewy Bukowskiej: Magda Popławska i Michał Żurawski, Krzysztof Stroiński

„53 wojny” Ewy Bukowskiej: Magda Popławska i Michał Żurawski, Krzysztof Stroiński

Foto: Studio Munka

To arcyciekawy konkurs. W „East of the West" można obejrzeć rzadko docierające na wielkie festiwale produkcje z Europy Środkowej i z Bałkanów. Z regionów, które ponad ćwierć wieku po transformacji ustrojowej mają do opowiedzenia niejedną dramatyczną historię. W tym roku dyrektor Karel Och zastosował – jak tłumaczy – „kryterium nie ideologiczne, lecz geograficzne", zapraszając do „Na wschód od Zachodu" również twórców z Azji.

Trafiają tu wyłącznie debiutanci – pozbawieni rutyny, mający w sobie świeżość, często też gorycz i gniew. Reżyserzy z krajów postkomunistycznych bez znieczulenia portretują świat, który nie rozliczył się jeszcze z przeszłością, a wchodząc gwałtownie w kapitalizm, boryka się z codziennością – trudną, nieprzewidywalną, pełną niezabliźnionych ran, resentymentów i wzbierających nastrojów nacjonalistycznych. Bohaterką „Crystal Swan" Białorusinki Darii Zhuk jest 22-letnia prawniczka, która nie zamierza iść na aplikację adwokacką. „A widzisz w tym kraju jakieś prawo?" – pyta. Zbuntowana, chce wyjechać z Mińska i zostać DJ-ejką w Chicago. Zhuk zderza marzenia z rzeczywistością, teraźniejszość z przeszłością, kulturę miejską z prowincjonalną. Wszystko to w atmosferze kraju rządzonego przez Łukaszenkę.

W „Blossom Valley" Węgra Laszlo Csuji dziewczyna pozbawiona jakichkolwiek perspektyw, porywa dziecko, by wmówić je któremuś z byłych partnerów i stworzyć rodzinę. Ale pomoże jej tylko niepełnosprawny umysłowo chłopak, który jak ona nie ma w życiu niczego. Para desperatów wyrzuconych na margines społeczeństwa, kino drogi, zagubienie, samotność – ta historia nie może się dobrze skończyć.

Atmosferę niepewności i politycznej presji panującej w innej części świata rejestruje Nima Eghlima. W „Amirze" opowiada on historię mężczyzny przyjeżdżającego do Teheranu, żeby odszukać swoją żonę i syna. Irańczyk obserwuje świat, w którym wszyscy czują się więźniami. Tradycji, polityki.

W ów klimat niepokoju wpisują się pokazywane w East of the West" filmy polskie. Klara Kochańska, choć za krótki obraz„Lokatorki" dostała studenckiego Oscara, nie zdołała zebrać pieniędzy na swój pierwszy, wymagający profesjonalnego budżetu, długi metraż. Dlatego, razem ze współscenarzystą „Lokatorek" Kasprem Bajonem, zwróciła się w stronę kina niezależnego. „Via Carpatię" najpierw finansowali sami z garstką przyjaciół, potem włączyła się do tego projektu producentka Agnieszka Kurzydło, dostali niewielką dotację z PISF-u.

Powstał film nieszablonowy. I ważny, bo w najskromniejszy sposób dotykający jednego z najtrudniejszych dzisiaj problemów świata.

„Hadad to nie jest polskie nazwisko" - ta kwestia pada w jednej z pierwszych scen. Małżeństwo trzydziestolatków ma wyjechać na wakacje, ale zmienia plany. Matka chłopaka nalega, by z granicy macedońsko-greckiej przemycili do Polski jego ojca, Syryjczyka, który trafił do obozu dla uchodźców. Młody mężczyzna ojca niemal nie pamięta, ale razem z żoną próbuje prośbę spełnić. „Via Carpatia" to zapis ich podróży. Są w tym filmie różne twarze Europy. Są dzisiejsze niepokoje wdzierające się w życie zwyczajnych ludzi. A przede wszystkim - inne spojrzenie na kryzys uchodźczy. Na los tych, którzy muszą poza własnym krajem szukać szansy na przeżycie.

Kochańska i Bajon zrobili film prosty, bardzo przejmujący, ale też uczciwy.

— Nie mogliśmy opowiadać z punktu widzenia uchodźców, bo to nie jest nasze doświadczenie. Takie filmy kiedyś zrobią oni sami. My ich świata nie znamy, nie jesteśmy wstanie do końca zrozumieć ich przeżyć — mówi Bajon, a Klara Kochańska dodaje:

— „Via Carpatia" jest eksperymentem na nas samych. Chcieliśmy opuścić naszą kanapowo-telewizyjną strefę komfortu i zderzyć się z tym problemem. Znany z propagandy obraz nacierającej masy okazał się nieprawdziwy. Jechaliśmy szlakiem uchodźców i znaleźliśmy tam zaledwie ich ślady. Jakby przemknęli tamtędy jak duchy. Bo granica, do której docierają, przesuwa się. Najpierw były nią Węgry, potem Serbia, Macedonia, Grecja, Turcja, teraz jest już północna Afryka.

W „Via Carpatia" Kochańska i Bajon nie grzmią, nie krzyczą. Razem z aktorami Julią Kijowską i Piotrem Borowskim przyglądają się ludziom i podzielonemu światu. Bez taryfy ulgowej, a jednocześnie z ogromną wrażliwością. Może dlatego ten skromny film tak zapada w pamięć?

Rytmem współczesności tętnią też „53 wojny" Ewy Bukowskiej, zainspirowane książką Grażyny Jagielskiej „Miłość z kamienia". To historia żony korespondenta wojennego. Kobiety, która każdego dnia może odebrać telefon, że jej mąż nie żyje. Coraz gorzej dającej sobie radę ze stresem, strachem, samotnością. Zagłębiającej się w obłęd.

— To uniwersalny temat — mówi reżyserka. — Ciągła nieobecność. Samotność, która dotyka dzisiaj wszystkich – mówi Ewa Bukowska.

Historie, które trafiają do „East of the West" tworzą przygnębiający obraz współczesności. A nadzieja? Może wrażliwość, jaka się za nimi kryje. I ci młodzi widzowie, którzy tu, w Karlowych Warach, zjedzą w parku haluszki, a potem godzinami czekają pod kinowymi salami, by dostać się na projekcje filmu o Białorusince marzącej o wolności czy facecie jadącym przez Europę po ojca-uchodźcę. Nieobojętni, czuli na świat.

To arcyciekawy konkurs. W „East of the West" można obejrzeć rzadko docierające na wielkie festiwale produkcje z Europy Środkowej i z Bałkanów. Z regionów, które ponad ćwierć wieku po transformacji ustrojowej mają do opowiedzenia niejedną dramatyczną historię. W tym roku dyrektor Karel Och zastosował – jak tłumaczy – „kryterium nie ideologiczne, lecz geograficzne", zapraszając do „Na wschód od Zachodu" również twórców z Azji.

Trafiają tu wyłącznie debiutanci – pozbawieni rutyny, mający w sobie świeżość, często też gorycz i gniew. Reżyserzy z krajów postkomunistycznych bez znieczulenia portretują świat, który nie rozliczył się jeszcze z przeszłością, a wchodząc gwałtownie w kapitalizm, boryka się z codziennością – trudną, nieprzewidywalną, pełną niezabliźnionych ran, resentymentów i wzbierających nastrojów nacjonalistycznych. Bohaterką „Crystal Swan" Białorusinki Darii Zhuk jest 22-letnia prawniczka, która nie zamierza iść na aplikację adwokacką. „A widzisz w tym kraju jakieś prawo?" – pyta. Zbuntowana, chce wyjechać z Mińska i zostać DJ-ejką w Chicago. Zhuk zderza marzenia z rzeczywistością, teraźniejszość z przeszłością, kulturę miejską z prowincjonalną. Wszystko to w atmosferze kraju rządzonego przez Łukaszenkę.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Rekomendacje filmowe na weekend: Kino oparte na faktach
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Film
„Back To Black” wybiela mrok życia Amy Winehouse
Film
Rosja prześladuje jak za Stalina, a Moskwa płonie w „Mistrzu i Małgorzacie”
Film
17. Mastercard OFF CAMERA: Nominacje – Najlepsza Aktorka, Aktor i Mastercard Rising Star
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Film
Zbrojmistrzyni w filmie "Rust" skazana na 18 miesięcy więzienia