Film otwiera długa sekwencja z festynu w stylu country & western odbywającego się w małym francuskim miasteczku. Powiewają amerykańskie flagi, rozbrzmiewa głośna muzyka, fani country śpiewają, tańczą, bawią się. Pod koniec dnia znika nastolatka, Kelly, która przyjechała tu z rodzicami i młodszym bratem. Potem pisze do ojca list: „Nie szukajcie mnie". Ale który ojciec nie szukałby własnego dziecka?
„Szukając Kelly" to reżyserski debiut scenarzysty filmów Jacques'a Audiarda: „Prorok", „Kości i rdza", „Imigranci". Artysty wyczulonego na problemy ludzi wyrzuconych na margines, mniejszości narodowych, uchodźców. Łatwo się więc domyślić, że filmowa Kelly nie uciekła do Paryża ani nawet nie trafiła, porwana, do nielegalnego domu publicznego. Kelly opuściła rodzinny dom, by związać się ze swoim chłopakiem – muzułmaninem Ahmedem.
– Nigdy nie wiadomo, co strzeli do głowy dzieciom w okresie dojrzewania – mówi „Rzeczpospolitej" Bidegain. – Jednego dnia wybuchają hormony i nic o nich nie wiesz. W mojej generacji młodzi buntownicy jechali w tym wieku do Londynu i brali narkotyki w squacie, 20 lat wcześniej uciekali do San Francisco. Teraz coraz częściej się słyszy, że zmieniają wiarę i wyjeżdżają do Pakistanu.
Bidegain zaczyna swoją opowieść w latach 90. Najpierw portretuje ojca próbującego odnaleźć córkę, potem skupia się na młodszym bracie Kelly, który zdążył podrosnąć i śladem rodzica wyprawia się do Azji. Teraz, gdy w gazetach stale pojawiają się informacje o młodych Europejczykach, którzy przyłączają się do dżihadu, ten film nabiera nowych znaczeń.
– Ale to nie jest film o dżihadzie – zastrzega się Bidegain. – To jest opowieść o desperacji ojca.