Bohater „W sieci" Nam Chul-Woo jest skromnym rybakiem, który mieszka z żoną i małą córką w Korei Północnej, w biednej chacie nad granicą oddzielającą obie Koree. Jednego dnia w jego sieć wplątuje się w silnik. Łódź zaczyna dryfować coraz dalej od brzegu. W końcu Chul-Woo zostaje zatrzymany przez południowokoreańską policję i oskarżony o szpiegostwo.
Kim Ki-duk pokazuje brutalność politycznej walki. Po obu stronach. Tu nie liczy się prawda. Nie liczy się człowiek. Ważny jest efekt propagandowy. To zresztą znaczące, że Kim Ki-duk piętnuje nie tylko stosunki w Korei Północnej. Pokazuje, że również w jego kraju służby bezpieczeństwa są gotowe zdeptać godność i czyjeś życie, zapomnieć o sprawiedliwości i podstawowych zasadach demokratycznego świata.
Człowiek między potęgami
Rybak może wiele zrobić dla swojej rodziny. Nawet odrąbać sobie język albo popełnić samobójstwo, żeby żona i córka nie doznały represji ze strony władz północnokoreańskich. Jest sam pomiędzy dwiema potęgami, właściwie z góry skazany na porażkę. Cokolwiek się stanie, zawsze będzie przegrany.
W Korei Południowej trafia na młodego funkcjonariusza, który wciąż jeszcze ma jakieś ideały. W gruncie rzeczy to on doprowadza do tego, że Nam Chul-Woo zostanie wysłany z powrotem. Na do widzenia daje mu misia dla córki – nowoczesnego, połyskującego światełkami, chodzącego. W Korei Północnej rybak witany jest jak bohater, który nie ugiął się przed pokusami Południa i wraca do ukochanej ludowej ojczyzny. Tak jest przed kamerami. Poza nimi Chul-Woo raz jeszcze przekonuje się, że w obliczu reżimu człowiek jest tylko nic nie znaczącą blotką.
Kim Ki-duk ma 57 lat. Do kina trafił jako bardzo dojrzały człowiek, zaledwie 20 lat temu. Urodził się w małym południowokoreańskim miasteczku Bongwha. Mówi zawsze, że wszystko zawdzięcza matce, która ciężko pracowała, żeby on mógł mieć w miarę pogodne dzieciństwo.