"Dusza i ciało": Ludzie w klatkach

Reżyserka przed wizytą w Warszawie opowiada Barbarze Hollender o filmie "Dusza i ciało", który będzie pokazany na Węgierskiej Wiośnie Filmowej.

Aktualizacja: 05.04.2017 23:31 Publikacja: 05.04.2017 18:30

W filmie „Dusza i ciało” Ildiko Enyedi rzeczywistość miesza się z iluzją.

W filmie „Dusza i ciało” Ildiko Enyedi rzeczywistość miesza się z iluzją.

Foto: materiały prasowe

Rzeczpospolita: Samotność i emocjonalne zamknięcie to są choroby XXI wieku?

Ildiko Enyedi: Zdecydowanie tak. Nasze życie codzienne jest pełne hipokryzji. Ludzie grają jakieś role, z coraz większym trudem otwierają się przed innymi. Budują wokół siebie mury, za które niechętnie kogokolwiek wpuszczają. Sama coś o tym wiem. Jako młoda dziewczyna byłam dość osobna. Nie potrafiłam wyrażać siebie, swoich uczuć. Tak naprawdę zaczęłam się otwierać dopiero wtedy, gdy na świat przyszły moje dzieci. I wiem, jaką walkę trzeba ze sobą stoczyć, żeby wyjść z kokonu, który człowiek sobie narzuci.

Dla bohaterki pani filmu „Dusza i ciało" zamknięcie jest rodzajem ucieczki przed rzeczywistością.

Chciałam pokazać ludzi, którzy żyją trochę jak zwierzęta w klatce. Bez ryzyka, bez niespodzianek, ale też bez wolności. Każdy człowiek musi dokonać wyboru, czy chce żyć pełnią życia i ryzykować, że w każdej chwili może przegrać, źle obstawić, zawieść się, czy może woli postawić na spokój, odseparować się od świata w bezpiecznej przestrzeni, co najwyżej samotnie wypić w domu piwo pod telewizorem.

Pani bohaterka czyni wysiłek, żeby pokonać swoje lęki.

Tak, bo chce wyjść z klatki. Próbuje odkryć, kim jest. Mamy tak dużo nacisków ze strony społeczeństwa i mediów, które wspierają przeciętność. Rób swoją małą pracę, nie wychylaj się. Moi bohaterowie, Maria i Endre, też są ludźmi prostymi, którzy nie umieją wyrazić siebie. Są w różnym miejscu życia. On ma kierownicze stanowisko, córkę i za sobą nieudane małżeństwo, ona jest na początku drogi. Ale oboje są podobnie wycofani. Noszą w sobie własne kalectwo. Endre fizyczne, bo ma sparaliżowaną rękę. Maria psychiczne, bo żadna terapia nie jest w stanie pomóc jej się otworzyć. Chciałam się przyjrzeć, jak otwierają się na siebie i na świat wokół. I zrobić film bardzo prosty, bo oni są ludźmi prostymi. Ale przecież gdzieś w środku noszą w sobie piękne uczucia. I tęsknoty.

No, właśnie, ich sny wprowadzają do pani realistycznego filmu metafizykę.

Tak naprawdę to od nich się zaczęło. Pomyślałam: „Co by było, gdyby dwoje ludzi śniło tak samo?". Dla mnie sny są niezwykle ważną częścią życia. Na jawie stale się kontrolujemy. W sennych marzeniach odbijają się nasze tęsknoty, lęki, prawdziwe, nieokiełznane emocje. Wszystko w nas eksploduje. Zaczęłam o tym myśleć i tego samego dnia wieczorem „żyli" już bohaterowie filmu. I byli mi bardzo bliscy. Czułam się tak, jakbym znała ich od lat. Bo każdy zamknięty człowiek gdzieś musi szukać ujścia swojej fantazji.

Pani film można odczytać jako opowieść nie tylko o dwójce ludzi zamkniętych w korporacji, lecz również jako diagnozę społeczeństwa?

Interpretacje zawsze należą do widza. Ale myślę, że szersze spojrzenie byłoby uzasadnione. Nasze życie zawsze w jakiejś mierze zależy od tego, w jakim klimacie społecznym żyjemy. Od tego, czy na co dzień spotykamy się z otwartością i tolerancją czy z rozmaitymi naciskami i presją ograniczającą naszą wolność i narzucającą nam określony sposób myślenia.

Po Larisie Szepitko, Marcie Meszaros, Jasmili Zbanić i Claudii Llosie jest pani dopiero piątą kobietą, która w blisko 70-letniej historii Festiwalu Filmowego w Berlinie dostała Złotego Niedźwiedzia.

Bardzo mnie cieszy, że ostatnio zaczęłyśmy się przebijać na ekran. Jednak obserwuję też pewne niepokojące zjawisko. Przed laty, gdy studiowałam reżyserię w budapeszteńskiej szkole filmowej, byłam jedyną dziewczyną na roku. Ale pamiętam, że otaczał mnie szacunek kolegów. Nikt mnie nie wyśmiewał, nie zaczepiał. Niedawno zaczęłam w tej samej szkole wykładać. Weszłam do starych murów, gdzie nic się niemal nie zmieniło. Ale na zajęcia przyszło sporo studentek. To mnie bardzo ucieszyło. A potem niemal zamarłam. Bez przerwy słyszałam jakieś obrzydliwe, seksistowskie uwagi kierowane do nich przez kolegów. Nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam: „Co się z nami stało? W jakim miejscu jesteśmy jako społeczeństwo?". I zrozumiałam: ja byłam wyjątkiem, nikomu w gruncie rzeczy nie zagrażałam. Te dziewczyny, które dziś wchodzą do kina szeroką ławą, naruszają porządek męskiego świata. Ale to przecież ważne, żebyśmy wnosiły do kina naszą wrażliwość i sposób widzenia świata.

Sylwetka

Ildiko Enyedi, węgierska reżyserka i scenarzystka

Urodziła się 15 listopada 1955 r. w Budapeszcie. Studiowała w węgierskiej Akademii Teatru i Filmu. Zadebiutowała w fabule „Moim wiekiem XX" o rozdzielonych, zaadaptowanych przez dwie różne rodziny bliźniaczkach, które przypadkiem spotykają się u progu XX wieku w Orient Expressie. Do dzisiaj nakręciła łącznie osiem filmów. Ostatni z nich „Dusza i ciało" zdobył Złotego Niedźwiedzia na festiwalu w Berlinie.

Program festiwalu Węgierska wiosna filmowa można znaleźć tutaj.

Węgierska wiosna filmowa

W Warszawie, Wrocławiu i Krakowie 19–27 kwietnia odbędzie się Węgierska Wiosna Filmowa. W jej programie znalazło się kilka znaczących tytułów. Przede wszystkim oscarowy „Syn Szawła" Laszlo Nemesa – znakomity film o próbie zachowania człowieczeństwa w koszmarze obozu koncentracyjnego, o obronie własnej godności w czasach totalitaryzmu. Przedpremierowo widzowie przeglądu obejrzą „Duszę i ciało" Ildiko Enyedi – niedawnego zwycięzcę festiwalu w Berlinie.

Z kolei ubiegłoroczny zwycięzca festiwalu w Karlowych Warach „To nie są najlepsze dni mojego życia" Szabolcsa Hajdu to wiwisekcja rodziny, ale też rzeczywistości w postkomunistycznym kraju. Podziałów, chwiejnej moralności, rozczarowań, rozmijania się ludzi, którzy w pędzie do sukcesu i dobrobytu gubią po drodze bliskość. Bardzo bolesny film. „Z czystym sercem" Attili Tilla – tegoroczny węgierski kandydat do Oscara – to sensacyjna komedia o dwóch niepełnosprawnych fizycznie chłopakach, którzy zaprzyjaźniają się z jeżdżącym na wózku płatnym mordercą.

Za jeden z najciekawszych filmów ostatnich lat węgierscy krytycy uważają współczesną opowieść o dorastaniu i społecznych presjach – „Po życiu" Viraga Zomboracza.

Poza fabułami widzowie przeglądu będą mogli obejrzeć również bloki animacji i krótkich metraży, a także dwa węgierskie klasyki: „Miasto kotów" Beli Ternovszkyego oraz „Inne spojrzenie" Karoly Makka z Jadwigą Jankowską-Cieślak i Grażyną Szapołowską w rolach głównych.

Przegląd odbywa się w ramach Roku Kultury Węgierskiej w Polsce 2016/2017.

Rzeczpospolita: Samotność i emocjonalne zamknięcie to są choroby XXI wieku?

Ildiko Enyedi: Zdecydowanie tak. Nasze życie codzienne jest pełne hipokryzji. Ludzie grają jakieś role, z coraz większym trudem otwierają się przed innymi. Budują wokół siebie mury, za które niechętnie kogokolwiek wpuszczają. Sama coś o tym wiem. Jako młoda dziewczyna byłam dość osobna. Nie potrafiłam wyrażać siebie, swoich uczuć. Tak naprawdę zaczęłam się otwierać dopiero wtedy, gdy na świat przyszły moje dzieci. I wiem, jaką walkę trzeba ze sobą stoczyć, żeby wyjść z kokonu, który człowiek sobie narzuci.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Film
„Miłość bez ostrzeżenia”. Joanna Kulig w skomplikowanej sieci amerykańskich uczuć
Film
„Diuna: Część druga” bije rekordy frekwencyjne
Film
Nie żyje Maria Chwalibóg
Film
„Bękart”, „Miłość bez ostrzeżenia”, „Cztery córki”. W ten weekend każdy w kinie coś dla siebie znajdzie. Rekomendacje filmowe
Film
Oscar 2024 za najlepszy film. „Oppenheimer” Nolana: radioaktywny podmuch geniuszu