"Widzę, widzę": Strach po austriacku

„Widzę, widzę”, znakomity film Veroniki Franz i Severina Fiali od 12 lutego na ekranach.

Aktualizacja: 12.02.2016 08:11 Publikacja: 12.02.2016 06:00

Foto: materiały prasowe

To fabularny debiut twórców, współpracujących wcześniej z wujkiem, którym jest nie kto inny, jak Ulrich Seidl! Najwidoczniej talent jest w tej rodzinie dziedziczny, bo w Austrii artystyczny horror „Widzę, widzę" zgarnął najważniejsze laury, był także znakomicie przyjęty na wrocławskich Nowych Horyzontach, gdzie dostał nagrodę publiczności. Nic więc dziwnego, że rodacy Michaela Hannekego – a autora „Funny Games" wspominam nieprzypadkowo! - wystawili go w tegorocznym wyścigu o Oscara.

Niepewność, w jakiej trzymają widza autorzy filmu, zaczyna się już na wstępie i trwa aż do samego końca. Dlaczego matka bliźniaków, niegdyś popularna prezenterka telewizyjna, ma twarz obwiązaną bandażami? Dlaczego zachowuje się dziwnie i unika ludzi? Dlaczego stara się rozdzielić nierozłącznych braci? Dlaczego bywa agresywna?

Twórcy nie spieszą się z odpowiedziami. Budują napięcie niebanalnie – mnożąc wątpliwości, podsuwając fałszywe tropy, pogrywając z widzami podobnie, jak robił to Polański w „Dziecku Rosemary" czy w „Lokatorze". I choć zagadka zostaje rozwiązana w finale, nie oznacza to wcale końca niepokoju. Niecodziennym i godnym pochwały zabiegiem jest stworzenie klimatu grozy w miejscu rzadko ze strachem kojarzonym – w dużym, pełnym światła, gustownie urządzonym domu. Sterylna czystość scenerii, podobnie jak zakończenie mogą budzić skojarzenia z kinem wspomnianego Michaela Hannekego.

Twórcom – Franz i Fiali - należą się brawa za perfekcyjne poprowadzenie akcji, a także za to, że nie poszli na łatwiznę i nie oparli grozy filmu na potworach atakujących w najmniej oczekiwanych momentach. Do listy zasłużonych należy dopisać także Martina Gschlachta, operatora często współpracującego z Jessiką Hausner oraz Ulrichem Seidlem, mającego spore doświadczenie w kręceniu thrillerów. Bez jego zdjęć, podobnie jak bez niepokojącej muzyki Olgi Neuwirth, niemożliwe byłoby stworzenie tak sugestywnego klimatu osaczenia.

Choć w niemal wszystkich rolach obsadzono naturszczyków, to dowiedziałem się o tym dopiero z materiałów prasowych, ponieważ nie sposób tego odczuć podczas seansu. Szczególnie dobrze wypadają dojrzale wcielający się w bliźniaków bracia Schwartz oraz jedyna doświadczona aktorka na planie, Susanne Wuest, której udało się stworzyć idealną do tego filmu postać Matki. W jej surowości i dwuznaczności skupia się, jak w soczewce, cała przewrotność horroru.

„Widzę, widzę" naprawdę przeraża, ale w zupełnie inny sposób, niż nas do tego przyzwyczaiły klasyczne amerykańskie produkcje. Tego nie sposób opisać, to trzeba zobaczyć, ale tylko na własną odpowiedzialność!

To fabularny debiut twórców, współpracujących wcześniej z wujkiem, którym jest nie kto inny, jak Ulrich Seidl! Najwidoczniej talent jest w tej rodzinie dziedziczny, bo w Austrii artystyczny horror „Widzę, widzę" zgarnął najważniejsze laury, był także znakomicie przyjęty na wrocławskich Nowych Horyzontach, gdzie dostał nagrodę publiczności. Nic więc dziwnego, że rodacy Michaela Hannekego – a autora „Funny Games" wspominam nieprzypadkowo! - wystawili go w tegorocznym wyścigu o Oscara.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Rekomendacje filmowe na weekend: Kino oparte na faktach
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Film
„Back To Black” wybiela mrok życia Amy Winehouse
Film
Rosja prześladuje jak za Stalina, a Moskwa płonie w „Mistrzu i Małgorzacie”
Film
17. Mastercard OFF CAMERA: Nominacje – Najlepsza Aktorka, Aktor i Mastercard Rising Star
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Film
Zbrojmistrzyni w filmie "Rust" skazana na 18 miesięcy więzienia