– Tutaj się urodziłem, chodziłem do szkoły, tutaj jest moja ziemia – opowiada Jan Kanty Pawluśkiewicz pokazując okolicę, gdzie mieszka.
Opowiada o swojej „tradycyjnej, bogobojnej, szlachetnej” rodzinie, w której dorastał wraz z trzema braćmi i wychowaniu w pokorze wobec świata. To ostatnie niezbyt mu odpowiadało.
– Marzyło mi się być pianistą w dobrym klubie jazzowym – wspomina Pawluśkiewicz. – Najlepiej gdzieś w Ameryce, gdzie bym przygrywał w romantycznej scenie Gregory Peckowi i Avie Gardner.
Ten rodzaj muzyki nie był wówczas mile widziany. Wytrwale jednak ćwiczył gamy i pasaże, a gdy grał to, co go fascynowało w pobliskim domu kultury, pewnego razu dopadł go gwałtowny sprzeciw pani dyrektor.
- Wtedy poczułem, że jestem na właściwej ścieżce – komentuje muzyk.