Dramaty wielkie jak talent

Była jedną z najwybitniejszych wokalistek jazzowych. Biografia Billie Holiday obrosła legendą.

Aktualizacja: 06.10.2017 17:49 Publikacja: 06.10.2017 17:46

Foto: Planete

– Blues to dla mnie smutek, choroba, pójście do kościoła, szczęście – mówiła Holiday w wywiadzie w 1956 roku. – Bo są dwa rodzaje bluesa: szczęśliwy i smutny. Nigdy nie zaśpiewałam niczego dwa razy tak samo.

- W tym co robiła, było mnóstwo siły – ocenia Cassandra Wilson, wokalistka jazzowa. – Wiele musiała poświęcić, by zaistnieć w świecie opanowanym przez mężczyzn. 

Nic nie zapowiadało błyskotliwej kariery. Eleonora Fagan lub Gough McKay, bo tak naprawdę nazywała się Billie, przyszła na świat w 1915 roku w czarnym getcie Baltimore. Czekało ją wiele upokorzeń. Nie potrafiła się nią zaopiekować ani jej 18-letnia matka, ani tym bardziej 16-letni ojciec. Billie wychowywała się na ulicy i doświadczała przemocy – miała 11 lat, gdy została zgwałcona. Po przeprowadzce do nowojorskiego Harlemu Billy zarabiała na życie jako prostytutka, a także śpiewała za kilka centów w podrzędnych lokalach – trafiła nawet do więzienia, do którego potem wracała jeszcze wiele razy – także już będąc gwiazdą - za posiadanie narkotyków.

Naprawdę zadebiutowała w 1930 w klubach jazzowych Harlemu w Nowym Jorku. Tam odkrył ją producent John Hammond i od razu docenił jej niezwykły charakteryzujący się miękkością, delikatnością i giętkością głos. Do tego miała talent improwizacyjny. Jako 18-latka nagrała swoją pierwszą płytę z samym Bennym Goodmanem. Nagrywała też z zespołami Counta Basiego, Artie Shawa, trębaczem Louisem Armstrongiem. W latach 40. stała się gwiazdą teatrów rewiowych, występowała w Metropolitan Opera i Carnegie Hall. Choć sukces dał jej wiarę w siebie - wciąż jednak nie przestawała czuć się obywatelką drugiej kategorii – tak była traktowana przez białych.

Wdawała się w romanse z mężczyznami (jej małżeństwa niczego nie zmieniły) i kobietami, ale prawdziwego szczęścia doświadczała jednak tylko w muzyce. Podobno pociągali ją wyłącznie mężczyźni, którzy ją źle traktowali…

Piła, brała narkotyki - długimi rękawiczkami zasłaniała ślady po ukłuciach igieł. Zmarła w 1959 roku, mając zaledwie 44 lata. Swoje intensywne, pełne uzależnień, załamań i sukcesów życie, opisała w autobiografii „Lady Sings The Blues” – to także tytuł jej legendarnego albumu.

Premiera niemieckiego dokumentu zrealizowanego przez Katję Duregger „Fenomen Billie Holiday” w sobotę 7 października o 22 w Planete.

– Blues to dla mnie smutek, choroba, pójście do kościoła, szczęście – mówiła Holiday w wywiadzie w 1956 roku. – Bo są dwa rodzaje bluesa: szczęśliwy i smutny. Nigdy nie zaśpiewałam niczego dwa razy tak samo.

- W tym co robiła, było mnóstwo siły – ocenia Cassandra Wilson, wokalistka jazzowa. – Wiele musiała poświęcić, by zaistnieć w świecie opanowanym przez mężczyzn. 

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Festiwal Mastercard OFF CAMERA. Patrick Wilson z nagrodą „Pod prąd”
Film
Nie żyje reżyser Laurent Cantet. Miał 63 lata
Film
Mastercard OFF CAMERA: „Dyrygent” – pokaz specjalny z udziałem Andrzeja Seweryna
Film
Patrick Wilson, Stephen Fry, laureaci Oscarów – goście specjalni i gwiazdy na Mastercard OFF CAMERA 2024
Film
Drag queen i nie tylko. Dokument o Andrzeju Sewerynie