Autorzy brytyjskiego dokumentu twierdzą, ze prawdziwa historia życia tego artysty zawarta jest w 902 listach, które po sobie pozostawił – większość zaadresował do swojego brata Theo – powiernika i opiekuna.
Urodzony w 1853 roku w Holandii w rodzinie kalwińskiego pastora, został wychowany w surowej dyscyplinie – wysłano go do szkoły z internatem. Mając 16 lat podjął pracę w firmie zajmującej się handlem dziełami sztuki. Trzy lata później dołączył do niej także jego o cztery lata młodszy brat – wtedy też zaczęli ze sobą korespondować.
W następnych latach, pod wpływem powieści i artykułów opisujących nędzę klasy robotniczej, nie tylko zaczął studiować Biblię, ale i uczyć dzieci londyńskich robotników. Wygłosił nawet kazanie w kościele. „Czułem się jakbym z czarnej krypty wyszedł na światło dzienne” – pisał do brata. Starania o wstąpienia do stanu duchownego spełzły jednak na niczym mimo rocznej posługi kaznodziejskiej – uznano, że jest nie dość zdolny do wykonywania takich zadań… Nadal uważał jednak, ze ma długi i zobowiązania wobec świata. Zaczął rysować. Była i nieszczęśliwa miłość i niezbyt chciany, choć krótki – na skutek konfliktu - powrót do domu rodziców… Następne lata życia były czasem naprzemiennych wyjazdów na wieś i do kolejnych miast. I szukaniem artystycznej osobowości. Coraz bardziej zafascynowany był kolorami.
W lutym 1886 roku przyjechał do Paryża i zamieszkał u brata na Montmartrze. Serdecznie zaprzyjaźnił się z Paulem Gauguinem, z którym łączyła go m.in. fascynacja japońskimi drzeworytami. O tym jak i dlaczego zmieniała się paleta malarza – także w jego licznych autoportretach – opowiada film.
W 1888 roku w Arles przeżył załamanie nerwowe – obciął sobie kawałek lewego ucha i podarował prostytutce. Zabrano go do szpitala i umieszczono w izolatce.
„Gdzie mogłoby mi być gorzej niż tutaj?” – pisał pod koniec tego roku do brata. Przez następny rok przebywał – na swoją prośbę – w kolejnym szpitalu, by tam dochodzić do siebie i pracować.