„Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej". Jak czerpać radość z miłości

Znakomita kreacja Magdaleny Boczarskiej to atut „Sztuki kochania. Historii Michaliny Wisłockiej".

Aktualizacja: 26.01.2017 17:21 Publikacja: 26.01.2017 17:06

Foto: Next Film

To ja jestem rewolucją seksualną i nadchodzę – kusi z billboardów młoda kobieta w chustce na głowie. Dość zwyczajna, tyle że w oczach ma chochliki...

Plakat filmu Marii Sadowskiej jest trafiony. Michalina Wisłocka w 1976 roku wydała książkę „Sztuka kochania". Ginekolog, seksuolożka, naukowiec sama nazwała ją „instrukcją obsługi" skierowaną nie tylko do kobiet, ale i do mężczyzn.

Poradnik dla milionów

Wbrew tej oschłej rekomendacji była to książka nie tylko o seksie. Także, a może przede wszystkim, o miłości. O czerpaniu z niej radości. O wyzbyciu się pruderii. Polacy w siermiężnym socjalizmie pokochali ten poradnik. Rozszedł się w nakładzie wyższym niż Biblia i „Pan Tadeusz".

Scenarzysta Krzysztof Rak i reżyserka Maria Sadowska akcję filmu osadzili w latach 70., gdy pięćdziesięciokilkuletnia Wisłocka, razem z redaktorką z wydawnictwa Iskry, walczy o publikację swojej książki.

Ma przeciw sobie Komitet Centralny partii, Kościół, cenzurę i ginekologów, bo zawód ten był wówczas zdominowany przez mężczyzn. Za sobą natomiast – dziesiątki pacjentek, którym pomogła w życiu, uratowała małżeństwa, umożliwiła spełnienie marzenia o macierzyństwie.

W retrospekcjach twórcy cofają się do lat 40., gdy Wisłocka, studentka wydziału lekarskiego, poznaje swojego męża, a potem żyje w trójkącie z nim i przyjaciółką z lat szkolnych Wandą. To wtedy rodzą się dzieci Krysia i Krzyś, który długo nie wiedział, że jego matką w rzeczywistości była Wanda.

Potem jeszcze, w latach 50., śledzimy romans Wisłockiej z marynarzem, największą miłością jej życia. Ale to jest wakacyjne spotkanie na wczasach, mężczyzna ma żonę i dziecko. I właśnie od jego żony młoda lekarka usłyszy: „Czegokolwiek by nie robił, kocha tylko mnie". Kiedyś takie samo zdanie wypowiedziała ona na temat relacji jej męża z Wandą. Tylko że wtedy była żoną, teraz jest kochanką, „tą trzecią".

Wisłocka to dla kina bohaterka bardzo ciekawa. Kobieta, która na pytanie o mężczyzn w swoim życiu odpowiadała: „Ślepy o kolorach nie napisze". Prawda była inna, wiedziała wszystko o seksie i miłości, ale sama szczęścia nie zaznała. W filmie się to czuje, jednak został on skrojony jak przebój: obowiązkowo lekki, pełen humoru, optymistyczny. Precyzyjnie zaplanowany, płynnie opowiedziany.

Powrót do PRL

Magdalena Boczarska w roli tytułowej jest rewelacyjna, pełna energii i – jak to u Marii Sadowskiej – wiary w siłę kobiet. To one, żony i kochanki notabli komunistycznych, doprowadzają w końcu do wydania książki lekarki.

Czego natomiast w filmie nie ma? Dotknięcia sztuki, pójścia trochę głębiej. Bólu i samotności Wisłockiej oraz dramatu jej dzieci. Na ekranie został on zaznaczony, ale nie porusza.

„Sztuka kochania" to kolejny ekranowy powrót filmowców do czasów PRL. Wisłocka miota się po korytarzach Komitetu Centralnego, prowadzi rozmowy z urzędnikami z ministerstwa, przyjmuje pacjentki w surowych warunkach, a sukienki szyje z zasłon. Socjalizm, choć siermiężny, jest jednak w tym filmie dość kolorowy. Potraktowany trochę z przymrużeniem oka. Nawet tępy sekretarz partyjny wydaje się bardziej śmieszny niż groźny.

Ten lekki ton jest dziś w kinie dość odosobniony. W większości filmowych rozliczeń z PRL nie ma już miejsca na dobrotliwy śmiech z barów mlecznych i kaowców. Jest szara, siermiężna codzienność. Są kłamstwa i zniewoleni ludzie. Nawet specjalista od komedii Juliusz Machulski, który zrealizował film „Ile waży koń trojański" o tamtych czasach, mówił:

– Socjalizm był trudny dla każdego, kto chciał wyjechać za granicę, kto wychodził na ulicę i próbował kupić papier toaletowy, pomarańcze albo przyzwoitą pastę do zębów. A najgorsze, że przyzwyczailiśmy się do takiego życia. Traktowaliśmy je jak normę.

Wystarczy zresztą przyjrzeć się polskiemu kinu z ostatnich dwóch lat, kiedy to rzeczywistość tamtego czasu stała się tłem kryminałów. W „Czerwonym pająku" o krakowskim seryjnym mordercy działającym w latach 60. Marcin Koszałka – reżyser, a jednocześnie znakomity operator – sfilmował bure ulice, odrapane ściany przychodni lekarskiej, brudny śnieg leżący na jezdni, czarno-biały telewizor wtapiający się brunatne ściany mieszkania, wypłowiałe meble. I jest też w tym filmie pokazane zmęczenie ludzi.

Podobne realia odnajdziemy u Macieja Pieprzycy w „Jestem mordercą" o wampirze z Zagłębia. Były tu również uroczystości „uświetnione" obecnością pierwszego sekretarza, talony na kolorowe telewizory rozdawane z okazji uroczystości państwowych. Przede wszystkim jednak znów był oparty na kłamstwie świat, w którym każda metoda jest dobra, by uzasadnić sukces panującej ideologii.

Uparci bohaterowie

A dziś można obejrzeć w kinach „Powidoki" Andrzeja Wajdy – o zaszczuciu artysty w latach 50. XX wieku. To opowieść o świecie, w którym rządzący chcą decydować o kształcie sztuki i życiu obywateli.

Co te wszystkie filmy łączy? Coraz większa ich aktualność. Bure ulice i kolejki po papier toaletowy nam nie grożą, ale aktualna staje się przestroga, by nie powrócił tamten system uprawiania polityki i kształtowania życia społecznego. Ze „Sztuką kochania. Historią Michaliny Wisłockiej" – w czasach, gdy znów rozgorzały dyskusje na temat aborcji, in vitro, dostępności antykoncepcji – jest tak samo. Tyle że tutaj twórcy chcą w widzów wlać optymizm.

Energiczna, bezpruderyjna kobieta w nieodłącznej chustce na głowie staje się synonimem wolności. Podobnie jak w „Bogach" Zbigniew Religa był przykładem człowieka, który wstaje po upadkach i walcząc z niemożnościami i przeciwnościami, robi swoje: buduje klinikę, ratuje życie, przeszczepiając serca. Warto przypominać takich ludzi.

To ja jestem rewolucją seksualną i nadchodzę – kusi z billboardów młoda kobieta w chustce na głowie. Dość zwyczajna, tyle że w oczach ma chochliki...

Plakat filmu Marii Sadowskiej jest trafiony. Michalina Wisłocka w 1976 roku wydała książkę „Sztuka kochania". Ginekolog, seksuolożka, naukowiec sama nazwała ją „instrukcją obsługi" skierowaną nie tylko do kobiet, ale i do mężczyzn.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Festiwal Mastercard OFF CAMERA. Patrick Wilson z nagrodą „Pod prąd”
Film
Nie żyje reżyser Laurent Cantet. Miał 63 lata
Film
Mastercard OFF CAMERA: „Dyrygent” – pokaz specjalny z udziałem Andrzeja Seweryna
Film
Patrick Wilson, Stephen Fry, laureaci Oscarów – goście specjalni i gwiazdy na Mastercard OFF CAMERA 2024
Film
Drag queen i nie tylko. Dokument o Andrzeju Sewerynie