W „Prostej historia o morderstwie” już w pierwszych scenach kamera pokazuje zbrodnię. Zwłoki mężczyzny i kobiety. Kobieta w kałuży krwi. Jakby uderzyła się w głowę? Mężczyzna postrzelony. Obok niego pistolet. I syn. Przedziera się przez nocne miasto, wycieraczki nerwowo zgarniają z szyby krople deszczu. Pod domem karetka, radiowóz. Chłopak oniemiały. To jego rodzice.
Pod koniec filmu widz dowie się „kto zabił”. Ale film Jakubika nie jest typowym kryminałem. To kino społeczne. I wiwisekcja rodziny. Niby zwyczajnej. Ojciec policjant. Trzech synów. Najmłodszy - głuchoniemy, porozumiewa się językiem migowym. Starszy uciekł z domu, usamodzielnił się. I ten trzeci, który właśnie skończył akademię policyjną.
Reżyser cofa się w czasie. Matka z zakrwawioną wargą. „Opryszczka – rzuca. – Zawsze jesienią mi się robi.” W ciemnych okularach w zimie. Skrywa podbite oko. Mały brat moczy się w nocy. Ze strachu. Ojciec, szanowany policjant, ma problem z alkoholem. I agresją. W pracy szanowany, w domu zamienia się w tyrana. Syn chce ten rozgrywający się w milczeniu, za zamkniętymi drzwiami dramat przerwać. Zabrać matkę i małego brata do swojego mieszkania, wnieść oskarżenie przeciw ojcu. Zaburza ten układ, który funkconuje od lat. Bo mężczyzna czuje się bezkarny. Bo kobieta kocha? „To moja wina, że się zdenerwował” — mówi. A może boi się? Samotności? Zemsty? Czy to chłopak, który chce bronić matki, pośrednio doprowadzi do tragedii?
W tle tej opowieści jest miasto. Szarobure, z odrapanymi podwórkami. Pełne korupcji, szemranych interesów, nieformalnych związków miejscowej władzy i drobnych aferzystów. Jakby przyzwalające na nieprawości. Tu mało kto się czemuś widzi. „Pani z pobicia poczeka” - mówi pielęgniarka w szpitalu. „Chcesz wnieść oskarżenie? Zniszczysz ojca” – rzuca młodemu policjantowi szef, przełożony ich obu.
Znakomity aktor, który swoje najważniejsze kreacje stworzył w filmach Wojciecha Smarzowskiego, zrobił film niepokojący, pełen niełatwych pytań. Mroczny. O agresji. O demonach, które kryją się z zwyczajnych ludziach. O źle zakorzenionym w życiu społecznym.