"Moja matka", reż. Nanni Moretti
Gutek Film
Nikt tak nie potrafi opowiadać o odchodzeniu bliskiej osoby jak Nanni Moretti. W nakręconym w 2001 roku i nagrodzonym canneńską Złotą Palmą „Pokoju syna” – lewicujący intelektualista, autor filmowych dzienników mocno zanurzonych we włoskiej politycznej rzeczywistości – opowiedział o rodzinie, która musi zmierzyć się z bólem po utracie kilkunastoletniego syna. Teraz znów pokazuje film o śmierci najbliższej osoby. A właściwie o jej odchodzeniu. Film bardzo bolesny i osobisty. On sam pożegnał się z ukochaną matką.
Margherita jest znaną reżyserką. Robi nowy film, z amerykańskim gwiazdorem w roli głównej. Ale obok toczy się normalne życie. Partner, z którym się właśnie rozstaje, konflikt z dorastającą córką, a przede wszystkim matka. Chora na serce, nieubłaganie gasnąca w szpitalu. Brat Margherity rzuca pracę i na co dzień się nią opiekuje. Margherita łapie każdą chwilę, by z nią być, ale już nie daje rady. Wciąż goni czas, ma poczucie, że wszędzie zawala. Wszystko wali jej się na głowę. Potem już nawet awaria pralki może ją załamać.
Jest w „Mojej matce” wszystko: sztuka, życie, miłość, rodzina, nieuchronność przemijania, ból bezradności, gdy kochana osoba odchodzi na naszych oczach. To piękna historia o różnych priorytetach życiowych, ale i o tym, jak mało wiemy o swoich bliskich. Dopiero wtedy, kiedy na wszystko będzie za późno, Margherita zrozumie, ile jej rodzicielka dawała z siebie innym. I zda sobie sprawę, że tak do końca jej nie znała. Ale czy zna siebie, własne uczucia? A co wie o swoim dziecku? Moretti, jak zwykle, nie ocenia. Przypomina tylko, że warto żyć uważnie.