Urodził się 21 lutego 1946 roku w Londynie. Rósł z dala od sztuki. Jego matka, po śmierci męża, samotnie wychowywała czwórkę dzieci. Rickman zawsze opowiadał o tym, że z trudem wiązała koniec z końcem. Nie było pieniędzy na kino, rozrywki.
– Ale na szczęście jest jeszcze wyobraźnia – powiedział mi w wywiadzie. – Wielu aktorów pochodzi z klasy robotniczej. Marzyć może każdy i czasem te marzenia się spełniają. Ja pokochałem świat teatru, występując w szkolnych przedstawieniach. Anglia ma bardzo silne tradycje teatralne, a nauczyciele brytyjscy uwielbiają wystawiać z uczniami sztuki. I właśnie wtedy odkryłem, że scena dawała mi radość i wzmacniała we mnie poczucie własnej wartości.
Występował w teatrach londyńskich, w 1977 roku dołączył do Royal Shakesperae Company. Kochał teatr, wracał na na scenę nawet wówczas, gdy już był gwiazdą kina.
– Karierę filmową też zawdzięczam teatrowi – śmiał się. – W drugiej połowie lat 80. grałem Valmonta w „Niebezpiecznych związkach”. Miałem świetne recenzje i po cichu liczyłem, że Stephen Frears, przygotowując ekranizację tej sztuki, zaprosi mnie na zdjęcia próbne. Może nawet poczułem ukłucie w sercu, gdy dowiedziałem się, że dał tę rolę Malkovichowi. Ale potem graliśmy spektakl w Nowym Jorku i dwa tygodnie później dostałem propozycję zagrania filmie. W „Szklanej pułapce”.
Miał już wtedy ponad 40 lat. Spytałam go kiedyś, czy nie żal mu było ról, które mógł wyczarować na ekranie jako młody człowiek.
– Niczego nie było mi nigdy żal — odpowiedział. – Każdy ma swój los i swoje tempo. Daniel Radcliffe zaczął grać Harry’ego Pottera w wieku 12 lat. A jako dojrzały chłopak toczył niełatwe boje, żeby nadał istnieć jako aktor. A ja nie grałem długo, a teraz nie narzekam na brak propozycji. Poza tym zawsze sobie myślę, że miałem ogromne szczęście, że w ogóle trafiłem do kina.
Rickmana pokochali wszyscy, choć filmy „Szklana pułapka”, a potem w „Robin Hoodzie. Książę złodziei” sprawiły, że początkowo przypięto mu aktora specjalizującego się w czarnych charakterów. Ale potem zagrał dziesiątki innych ról, choby w „Rozważnej i romantycznej”. Wreszcie stał się Snapem z „Harry’ego Pottera”.
– Jestem z tego bardzo dumny – mówił. – Kocham ten cykl. Wychowały się na nim dwa pokolenia dzieci. To wielka sprawa móc kształtować wyobraźnię młodych ludzi. A „Harry Potter” był propozycją z najwyższej półki. Literaturą pięknie napisaną przez Rowling i wspaniale zekranizowaną przez kilku reżyserów.
Alan Rickman stanął też po drugiej stronie kamery. W 1995 roku wyreżyserował pierwszy film – Zimowego gościa”, potem powstał jeszcze „A Little Chaos”.