Dodatki na dzieci są potrzebne, ale nie wystarczą

Wsparcie nie może ograniczać się do pomocy finansowej. Trzeba jeszcze ułatwić łączenie obowiązków rodzicielskich z zawodowymi.

Aktualizacja: 20.03.2017 19:54 Publikacja: 20.03.2017 19:34

Foto: 123RF

W ubiegłym roku urodziło się ok. 385,4 tys. dzieci, czyli o 4,4 proc. więcej niż w 2015 r. W porównaniu z sytuacją z ostatnich sześciu lat to spory wzrost. Od 2010 r. liczba urodzin głównie spadała. Tylko w 2014 r. zwiększyła się nieznacznie – o 1,5 proc.

Jednak taka poprawa nie zmienia faktu, że w Polsce rodzi się za mało dzieci. W 1990 r. mieliśmy 547,7 tys. noworodków, a dziesięć lat wcześniej – 695,7 tys. Współczynnik dzietności (liczba urodzonych dzieci przypadających na jedną kobietę w wieku rozrodczym od 15 do 49 lat) wyniósł w 2015 r. tyko 1,32 (dane Eurostatu). Tymczasem by zapewnić prostą zastępowalność pokoleń, powinien wynosić 2,1.

Współczynnik dzietności spada w Polsce od końca lat 80. Szkód z tym związanych nie da się już naprawić (z prognoz GUS wynika, że za 20 lat osób w wieku 18–45 lat będzie o 4 mln mniej niż w 2015 r.). Ale trzeba podejmować działania, by negatywne trendy odwrócić. Niezbędna w tym celu jest aktywna i kompleksowa polityka rodzinna państwa.

Przełomowy program

W Polsce od kilku lat władza nie pozostaje głucha na te wyzwania. Stąd pomysły uzupełniania polityki rodzinnej (wcześniej opartej głównie na różnych świadczeniach i zasiłkach rodzinnych dla osób mniej zamożnych) o kolejne elementy, np. becikowe (1000 zł dodatku z okazji urodzenia dziecka), ulgę na dzieci w podatku PIT, wydłużenie do roku płatnego urlopu rodzicielskiego, zasiłek w wysokości 1000 zł miesięcznie (przez rok) dla kobiet, które nie nabyły prawa do urlopu macierzyńskiego i rodzicielskiego. Nie bez znaczenia są też takie działania jak zwiększenie dostępności opieki przedszkolnej czy żłobkowej, darmowe podręczniki w szkołach czy Karta Dużej Rodziny.

Prawdziwym jednak przełomem w polityce rodzinnej był program 500+, wprowadzony przez rząd PiS od kwietnia ubiegłego roku. Każda rodzina otrzymuje po 500 zł miesięcznie na drugie i kolejne dziecko (do 18. roku życia), a rodziny mniej zamożne – także na pierwsze dziecko.

Ten jeden program podwoił wartość transferów, jakie trafiają do rodzin z dziećmi. Jak wynika z szacunków „Rzeczpospolitej", w 2015 r. państwo przeznaczyło na ten cel (chodzi m.in. o ulgi podatkowe i zasiłki rodzinne, świadczenia alimentacyjne itp.) 24,7 mld zł, a w 2017 r. będzie to już 51,5 mld zł, z czego 23 mld zł na program 500+.

Z danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej wynika, że dodatki otrzymuje 2,56 mln rodzin. Przeciętnie co miesiąc do każdej z tych rodzin trafia po ok. 750 zł, co jest już odczuwalnym wsparciem finansowym.

Oczekiwane efekty

Krytycy programu Rodzina 500+ podnoszą, że jest on zbyt dużym obciążeniem dla finansów państwa, jest niedopracowany (np. dodatki otrzymują kobiety w wieku powyżej 40 lat, w przypadku których prawdopodobieństwo urodzenia kolejnego dziecka jest niskie), jest niespójny z systemem świadczeń socjalnych (m.in. utrwala postawy życia na garnuszku państwa), itp. Ale najważniejsze pytanie brzmi: czy okaże się skuteczny i zaowocuje trwałym wzrostem dzietności w Polsce?

W odpowiedzi na to pytanie eksperci są zgodni. Program 500+ może pomóc, jeśli potraktujemy go jako jeden z elementów polityki rodzinnej. Ale musi być uzupełniany innymi, równie istotnymi elementami. Trafnie podsumowała to Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.

– Program 500+ z pewnością nie jest wolny od wad. Ale sytuacja demograficzna w Polsce jest bombą z opóźnionym zapłonem, a dotychczas Polska należała do krajów o stosunkowo niskich transferach socjalnych. Dlatego program 500+ oceniam pozytywnie – mówi Elżbieta Mączyńska. – Jednak w celu poprawy dzietności polityka rodzinna musi być kompleksowa. Równie ważna jak bezpośrednie transfery jest poprawa innych usług publicznych, chociażby w zakresie ochrony zdrowia, edukacji czy pomocy w łączeniu obowiązków macierzyńskich i zawodowych.

– Wydaje się, że godziwe dochody gospodarstwa domowego, rozwinięta instytucjonalna opieka nad małymi dziećmi oraz pośrednie transfery finansowe związane z edukacją i ochroną zdrowia dzieci oraz młodzieży mogą przywrócić naturalne proporcje między pokoleniami rodziców i dzieci. Symptomy takiego procesu odnotowano już w tych krajach Europy, gdzie konsekwentnie realizowana jest polityka rodzinna, tj. w Finlandii, Francji, Irlandii, Islandii, Norwegii i Szwecji – ocenia prof. Andrzej Ochocki z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w publikacji „Praca zawodowa kobiet jako czynnik zmiany demograficznej".

Przedszkola bardziej dostępne

Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej podkreśla, że celem jego działań jest właśnie szeroko pojęta polityka wsparcia rodzin i na programie 500+ na pewno się nie skończy. Kompleksowe podejście ma objąć np. pomoc państwa w nabyciu mieszkania, zwiększenie dostępności publicznych przedszkoli, poszerzenie sieci instytucjonalnej opieki na dziećmi w wieku do lat trzech itp.

Jeśli chodzi o zapewnienie opieki przedszkolnej, w ciągu ostatnich lat widać dużą poprawę. Jak pokazują dane GUS, w roku szkolnym 2007/2008 wychowaniem przedszkolnym objętych było 47,3 proc. dzieci w grupie wiekowej trzy–pięć lat, a w roku 2015/2016 było to już 84,3 proc. W tym samym roku wydatki na wychowanie przedszkolne wyniosły 9,6 mld zł.

Gorzej jest z opieką nad dziećmi do trzech lat. GUS podaje, że liczba dzieci w żłobkach, klubach dziecięcych, oddziałach żłobkowych i innych placówkach w 2015 r. wynosiła 117,4 tys., czyli 6,3 proc. wszystkich dzieci do trzech lat (w 2010 r. – 3 proc.).

Resort rodziny podkreśla, że liczba miejsc w różnych formach opieki żłobkowej, m.in. dzięki programowi Maluch, będzie się zwiększać. Jednak trzeba przyznać, że dla Polek żłobki nie są ulubioną formą opieki nad najmłodszymi dziećmi.

Kolejnym ważnym elementem zachęcającym do posiadania dzieci jest elastyczność w organizacji pracy zawodowej. Takie rozwiązania jak zatrudnienie na część etatu, ruchomy czas pracy, możliwość wykonywania pracy w domu itp., sprzyjają godzeniu obowiązków zawodowych i rodzicielskich. W tym obszarze w Polsce jest wiele do zrobienia.

Jak pogodzić rolę matki z pracą

Jak pokazują badania Aktywności Ekonomicznej Ludności, w Polsce mniej niż 10 proc. kobiet pracuje w niepełnym wymiarze czasu (dane Eurostatu za 2015 r.), podczas gdy średnia dla krajów UE wynosi ok. 32 proc. Ekonomiści FOR wskazują, że mała popularność pracy na niepełny etat może wynikać z relatywnie niskich dochodów z takiej pracy; mogą one nie rekompensować kosztów opieki nad dzieckiem.

Pozycja kobiet na rynku pracy w mniejszym stopniu zależy jednak od polityki państwa, a w większym od podejścia pracodawców.

– Firmy, które skupiamy w naszej organizacji, w coraz większym stopniu zdają sobie sprawę z konsekwencji, jakie niesie, chociażby dla rynku pracy, niski poziom dzietności – przekonuje Grzegorz Baczewski z konfederacji Lewiatan. – Dlatego promujemy rozwiązania pozwalające godzić pracę z obowiązkami rodzicielskimi, takie jak elastyczny czas pracy czy „bezpieczne" powroty mamy do pracy po okresie opieki nad małym dzieckiem.

Szczególnie ważne jest zapewnienie mamom poczucia bezpieczeństwa, że ani ciąża, ani dłuższa nieobecność w firmie z powodu urodzenia dziecka nie spowodują utraty pracy.

– To, co jest jeszcze w Polsce do zrobienia, to promocja większego zaangażowania ojców w opiekę nad dziećmi – zauważa Grzegorz Baczewski. – Na razie to zwykle kobieta bierze na siebie wszystkie obowiązki „domowe" przez cały urlop rodzicielski. Oczywiście pierwsze 14 tygodni życia dziecka jest zarezerwowane dla kobiet, nikt z biologią nie polemizuje. Ale później to tata mógłby przejąć opiekę, co pozwoliłoby kobiecie na wcześniejszy powrót na rynek pracy. Z punktu widzenia pracodawcy, kobieta stałaby się bardziej dostępnym pracownikiem, co choć trochę wyrównałoby pozycję kobiet i mężczyzn na rynku pracy.

W ubiegłym roku urodziło się ok. 385,4 tys. dzieci, czyli o 4,4 proc. więcej niż w 2015 r. W porównaniu z sytuacją z ostatnich sześciu lat to spory wzrost. Od 2010 r. liczba urodzin głównie spadała. Tylko w 2014 r. zwiększyła się nieznacznie – o 1,5 proc.

Jednak taka poprawa nie zmienia faktu, że w Polsce rodzi się za mało dzieci. W 1990 r. mieliśmy 547,7 tys. noworodków, a dziesięć lat wcześniej – 695,7 tys. Współczynnik dzietności (liczba urodzonych dzieci przypadających na jedną kobietę w wieku rozrodczym od 15 do 49 lat) wyniósł w 2015 r. tyko 1,32 (dane Eurostatu). Tymczasem by zapewnić prostą zastępowalność pokoleń, powinien wynosić 2,1.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Najważniejsza jest idea demokracji. Także dla gospodarki
Wydarzenia Gospodarcze
Polacy szczęśliwsi – nie tylko na swoim
Materiał partnera
Dezinformacja łatwo zmienia cel
Materiał partnera
Miasta idą w kierunku inteligentnego zarządzania
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Materiał partnera
Ciągle szukamy nowych rozwiązań