To oni stworzyli podwaliny pod potęgę amerykańskiej muzyki, nim nadeszła fala awangardy i minimalizmu. W Polsce ciągle o nich zbyt mało wiemy, a stwierdzenie to dotyczy przede wszystkim Samuela Barbera, kompozytora praktycznie u nas niegrywanego.
W jego życiorysie można wyróżnić trzy fazy, I Symfonia, z którą na Wielkanocny Festiwal Beethovenowski przyjechała Buffalo Philharmonic Orchestra, pochodzi z okresu najwcześniejszego, powstała w latach 30. XX wieku. Słychać w niej echa europejskiego postromantyzmu, ale nie skomponował jej epigon dawnych mód tylko artysta poszukujący swojej drogi, własnych rozwiązań brzmieniowych.
Pozornie jednoczęściowa, jednak złożona z czterech oddzielnych elementów, I Symfonia oscyluje między dramatyzmem a liryzmem, między tradycyjną melodyką a próba nowych rozwiązań harmonicznych. Samuel Barber operuje w niej przede wszystkim dużą masą dźwiękową, której siłę starała się jeszcze bardziej podkreślić JoaAnn Falletta, od 1999 roku sprawująca kierownictwo muzyczne orkiestry w Buffalo. Jest pierwszą kobietą-dyrygentką prowadząca jeden z wielkich amerykańskich zespołów filharmonicznych.
JoAnn Falletta lubi wyrazistą dynamikę i mocne orkiestrowe tutti. O ile w I Symfonii Barbera, wyrastającej z tradycji Richarda Straussa, miało to uzasadnienie, o tyle w Koncercie fortepianowym F-dur Geroge’a Gershwina zaczynało przeszkadzać. Ten błyskotliwy utwór oscylujący między romantyczną frazą rodem z Czajkowskiego a charlestonem i jazzem wymaga finezji i lekkości. Ciężkie forte nie powinno się zderzać z wirtuozerią pianisty, jak to tym razem miało miejsce.
Solistą w koncercie Gershwina był 23-letni Conrad Tao, urodzony w Illinois, syn chińskich naukowców mieszkających w USA. To wielki talent, ale o cechach typowych dla współczesnej generacji młodych pianistów. Dysponuje więc oszałamiającą wręcz techniką, lubi grać szaleńczo szybko i głośno. Swym umiejętnościami podbił festiwalową publiczność w Filharmonii Narodowej, tym niemniej w jego wirtuozowskiej interpretacji zabrakło nieco niezbędnego feelingu. Był romantyczny rozmach, ale w elementach jazzowych Conrad Tao podkreślał raczej ich punktowany rytm, bez pulsacji, która nadaje muzyce życie.