Kiedy szef liberałów w europarlamencie mówi o „tysiącach nazistów" w Marszu Niepodległości, a podobne opinie powtarza wielu obserwatorów, to bredzą, a przynajmniej uogólniają postawę pewnej grupy na wszystkich uczestników, którzy tam przyszli w celach innych niż danie upustu swojej nienawiści.

Ale jeśli wiceszef Komisji Europejskiej nie po raz pierwszy powiada, że Polska naruszyła niezawisłość i legitymizację Trybunału Konstytucyjnego, a teraz godzi w niezawisłość całego sądownictwa, to mówi o faktach. Unia Europejska jest stowarzyszeniem państw demokratycznych, o czym rządzący Polską zdają się nie pamiętać. Faktami są nocne zaprzysiężenia niezgodnie z prawem wybranych sędziów, niepublikowanie niektórych orzeczeń Trybunału w „niesłusznym" składzie, siłowe przeforsowanie „jedynie słusznej" pani prezes i jej nieodstępnego zastępcy. I nic nie pomoże demonstracyjne opuszczenie obrad przez posłów PiS ani nawet wykorzystanie przez rządową (nie publiczną!) telewizję pomstowania Zagłoby z „Potopu" na zdrajców, którymi mają być polscy europosłowie popierający wymierzoną w polski rząd rezolucję. Podobnie jak wpis prezydenta na Twitterze stwierdzający, że to „mowa kłamstwa, która uderza w Polskę, Polaków i nasze prawo wyboru".

Bo postprawda (najlepszą jej definicję dał niejaki Goebbels, mówiąc o użyteczności kłamstwa powtarzanego bezczelnie i często) nie zajmuje się faktami, tylko wyraża opinie, w które trzeba wierzyć niezachwianie. Po bolszewicku. Nie służy ona bowiem przekonywaniu kogokolwiek. Używana jest nie po to, abym zmienił zdanie i oddał głos na inną niż dotąd partię; choć – owszem – może niejednego zastraszyć. Jej głównym celem jest doprowadzenie do sytuacji, w której przestajemy ze sobą rozmawiać, w której każdy tkwi w swojej własnej bańce informacyjnej, a wszelki rzetelny dialog staje się niemożliwy.

Nie tak dawno na tych łamach jeden z czołowych intelektualistów obozu rządzącego powiedział w wywiadzie: „ciężko jest znaleźć kogoś z drugiej strony do dyskusji na jakieś głębsze tematy (...) tylko my mamy rzeczywiste argumenty". Owszem: święta postprawda!