Tę jakże prostą i mądrą zasadę angielskiej królowej chciałbym dziś zadedykować wszystkim polskim urzędnikom – na przykładzie tego, co się dzieje w Ministerstwie Zdrowia.
W ramach „dobrej zmiany" resort postanowił bowiem znacjonalizować ratownictwo medyczne – proponując, by wszystkie karetki były państwowe. Dlaczego? Podobno chodzi o poprawę naszego bezpieczeństwa i ukrócenie sytuacji, gdy ktoś zarabia na ratowaniu życia. Doprawdy, dziwna to strategia tych, którzy walczą z pozostałościami komunizmu. Natomiast w ramach zwiększenia bezpieczeństwa życia Polek i Polaków ministerstwo proponuje... wyłączenie lekarzy z zespołów ratowniczych. Za to doda do nich trzeciego ratownika. Od razu można się poczuć bezpieczniej, prawda?
Mówiąc poważnie, to finansowanie ochrony zdrowia bezpośrednio z budżetu państwa – będące sensem proponowanej całej reformy systemu zdrowia – zakończy jakiekolwiek starania o efektywność i racjonalność w wydawaniu środków. Hulaj dusza, piekła nie ma. Dlatego mam nadzieję, że reforma ta zakończy żywot tak samo jak próba podwyżek cen wody, którymi straszono samorządy i firmy – „wygaszona" przez samą panią premier Beatę Szydło.
Jestem ponadto pewien, że ratownictwo nie jest obszarem, od którego powinny zacząć się zmiany w służbie zdrowia. Wydaje mi się za to, że ministerstwo ogłosiło tę propozycję, bo nie ma pomysłu na inne. Zalecam sięgnięcie do Białej Księgi przekazanej ministrowi zdrowia Konstantemu Radziwiłłowi podczas I Kongresu Zdrowia Pracodawców RP. Można w niej znaleźć wiele propozycji. Swoją drogą, czy ministerstwo zdaje sobie w ogóle sprawę, że konsekwencją nacjonalizacji ratownictwa będzie np. likwidacja 66 stacji pogotowia oraz ponad 3500 miejsc pracy w firmie Falck? A takich prywatnych firm pogotowia ratunkowego jest ogółem w Polsce 71.
Mam przy tym nieodparte wrażenie, że w przypadku Falcka ma znaczenie fakt duńskiego rodowodu firmy. Dania – piękny, ale mały kraj. Czyli można się nim nie przejmować – tak sobie myślą urzędnicy? Otóż mam złą wiadomość: wciąż jeszcze jesteśmy w Unii Europejskiej oraz obowiązują nas wzajemne umowy o ochronie inwestycji – w sekundę można je znaleźć choćby w internecie. Stanowią one, że inwestycje przedsiębiorców z zagranicy będą traktowane uczciwie i na równie korzystnych warunkach, jak inwestycje przedsiębiorców krajowych. A w przypadku nacjonalizacji należy się „efektywne odszkodowanie". Mówiąc wprost: ministerialne pomysły mogą polskiego podatnika kosztować duże pieniądze.