Nawet liczni duchowni obecni w mediach społecznościowych omijają wypowiedzi papieża szerokim łukiem. A dyskusja polsko-ukraińska ma też swój etyczny, duchowy wymiar, który jest osadzony w nauczaniu Jana Pawła II.
Papież o relacjach Polaków i Ukraińców mówił wiele razy. Warto wrócić do jego kazań z Przemyśla z 1991 roku czy Lwowa dziesięć lat później, a także do listów i wypowiedzi. Każde z jego zdań na ten temat jest jak element zagubionych puzzli. Można kombinować, jak go przypasować do dzisiejszych układanek i nic z tego nie wychodzi.
Dlaczego? Bo papież zachęcał do spokoju, nie straszył jednych drugimi, ostrzegał przed nacjonalizmem. W tym samym duchu mówił kard. Józef Glemp. Także Lech Kaczyński nie uważał, że w każdym wystąpieniu musi przypomnieć zbrodnię z II wojny światowej. Jedną z pierwszych rzeczy, jaką papież Franciszek miał do powiedzenia, gdy przyleciał do Polski w czasie gorącej polsko-ukraińskiej debaty, było wezwanie, aby odróżnić pamięć od pamiętliwości.
Kiedy więc dziś słyszy się, że nikt nie mówił o „pewnych sprawach", pozostaje załamać ręce. Kto nie mówił? Jan Paweł II? Lech Kaczyński? Inne autorytety? A może nie tak mówili, jak ktoś chciałby dzisiaj usłyszeć?
Wystarczy przejrzeć publikacje IPN albo wywiady z szefami bezpieki, by zrozumieć, że za komuny, a pewnie i na początku nowych czasów, wielu ludziom zależało, żebyśmy mówili tylko o jednym: o polskich i ukraińskich krzywdach i byśmy się pokłócili na wieki. Może więc polscy przywódcy, pierwsi premierzy z Janem Olszewskim włącznie, wykazali się jakąś mądrością, że mówili nie tylko o tym i nie tak, jakby niektórzy chcieli?