Gdy Polacy nie byli w stanie reformować państwa – świeckiego do cna mechanizmu – w sukurs przychodzili duchowni. Czasem nawet wbrew interesom samego duchowieństwa. Polskie oświecenie to fenomen na skalę europejską: nowoczesne prawa i szkoły wprowadzali księża i zakonnicy, którzy byli bardziej dalekowzroczni niż wielu świeckich. Nie może mi wyjść z głowy wspólne czytanie konstytucji i dyskutowanie o niej zorganizowane kilka lat temu w Krakowie przez biskupa Grzegorza Rysia. Czy zatem abp. Wojciech Polak i Stanisław Gądecki wysyłają „silny sygnał do PiS"?

To chyba nie tak. Rzecz dotyczy szacunku do własnego państwa, będącego gwarancją, że jesteśmy częścią Zachodu. Rozumiał to kard. Wyszyński, podejmując delikatną grę polityczną z Niemcami w latach 60. Tylko bowiem zachodnie instytucje i szacunek dla prawa są odpowiednią formą dla polskich ambicji. Bez tego będziemy coraz bardziej podobni do niektórych wschodnich sąsiadów. Zarysowały się trzy kwestie, w których biskupi zabrali głos, idąc wyraźnie pod prąd: nacjonalizm, konstytucja (w tym reforma sądownictwa) i uchodźcy. Ktoś powie, że wygodniej dla Kościoła byłoby przemilczeć pewne kwestie, a prawicowa władza byłaby tym bardziej łaskawa? Pewnie i tak.

Ciągle czytam w mediach społecznościowych pojedyncze cytaty z Jana Pawła II w stylu: „trzeba kochać ojczyznę". Przypomina to coraz częściej dorosłych wciąż jak dzieci modlących się do „Bozi". Czy nie ma w Polsce miejsca (fundacji, uniwersytetu, medium), które by właśnie teraz wzięło jeszcze raz na warsztat nauczanie społeczne Jana Pawła II? Czyżby politykom brakowało odwagi, by sięgnąć do kościelnych dokumentów? Tak jak zamiast poważnego monumentu dostał papież od rodaków tysiąc rzeźb odlewanych z formy i pozłotką pomalowanych, tak zamiast poważnego czytania jego encyklik i kazań, w których mówił o tym, jaki powinien być w Polsce ustrój, polityka wschodnia czy europejska, wycinamy pojedyncze zdania, jak do pamiętnika nastolatki.

Nasi liberałowie lubią narzekać na biskupów, ale jednak Opatrzność w każdym pokoleniu daje Polakom nowych Skargów, Kołłątajów i Konarskich. I niech tak zostanie, przynajmniej dopóki nie nauczymy się szanować świeckich – a jakże – instytucji państwa.