Dokładnie tak, jakby jakieś podejrzane siły chciały zepsuć mu humor tuż przed cudnie zapowiadającym się majowym grillowaniem.
Jeśli z kolei po długiej majówce, zdegustowany nie najlepszą pogodą, sięgnął po nowe wydania gazet, dowiedział się, że Komisja Europejska podniosła właśnie prognozę wzrostu dla Polski. Tak, jakby z kolei jakieś dobre siły chciały za wszelką cenę zrekompensować pogodowe kaprysy i humor nieco poprawić.
No to jak w końcu jest z polską gospodarką i polskim złotym? Jest źle czy dobrze? Kto kłamie, a kto mówi prawdę?
Prostej odpowiedzi nie ma. Bo oceny sytuacji polskiej gospodarki mogą się różnić nie tylko w zależności od skali sympatii dla rządu. Różnią się też w zależności od kryteriów, a przede wszystkim w zależności od horyzontu, w którym oceny się dokonuje.
Rynki finansowe interesują się głównie ocenami i prognozami krótkoterminowymi. Wiadomo, że nad polskimi finansami zbiera się sporo chmur: rząd zwiększa wydatki, nie bardzo wiedząc, jak na dłuższą metę je sfinansować (poza zaklęciami o „uszczelnieniu poboru podatków", co jest od wieków mottem wszystkich ministrów finansów niepotrafiących wskazać konkretnego źródła dodatkowych dochodów). Agencje ratingowe grożą obniżeniem ocen wiarygodności, stopy procentowe stopniowo idą do góry, nad sektorem bankowym wisi niepewność związana z propozycjami rozwiązania problemu kredytów frankowych. Nic dziwnego, że uczestnikom rynku na krótka metę to się nie podoba. I takiego właśnie kilkumiesięcznego okresu dotyczyły oceny o złotym jako „najsłabszej walucie świata".