Joanna Szczepkowska: KOD ma przyszłość, ale wpierw musi naprawić błędy

Pod hasłem „KOD" pojawiają się w encyklopedii dwa określenia – „stowarzyszenie" i „ruch społeczny". Myślę, że te dwa pojęcia stają się coraz bardziej rozbieżne.

Aktualizacja: 24.03.2017 15:05 Publikacja: 23.03.2017 16:07

Joanna Szczepkowska: KOD ma przyszłość, ale wpierw musi naprawić błędy

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

W związku z tym, co dzieje się z sądami czy polską armią, trudno jest nie stanąć po stronie opozycji. Opozycja ta nie może jednak należeć do polityków.

Moim zdaniem KOD powinien realizować program, który jest zawarty w jego nazwie. Być obecnym tam, gdzie dzieją się rzeczy zagrażające demokracji. Dlatego największym błędem Komitetu Obrony Demokracji jest zapraszanie na organizowane przez siebie protesty polityków.

KOD powinien być czymś zupełnie nowym i tylko wtedy będzie miał siłę. Innymi słowy, powinien on być oddolnym Trybunałem Konstytucyjnym. Ożywcza nowość, jaką mógłby on wprowadzić do polskiej polityki, mogłaby polegać na tym, że w odróżnieniu od partii politycznych, nie byłoby w nim hierarchii, wodzów i wszystkich innych politycznych bożków.

Klimat tam panujący powinien sprzyjać spontaniczności zwykłych członków Komitetu. To przede wszystkim oni powinni mieć możliwość zabrania głosu podczas spotkań i demonstracji organizowanych przez KOD.

Największym błędem jest dopuszczanie do mikrofonu polityków o zgranych twarzach. Nie trzeba być ekspertem w dziedzinie politologii, żeby wyczuć intencje, z jakimi wychodzą oni przed tłum obrońców demokracji. Każda szansa na zaistnienie, zwłaszcza w klimacie społecznego entuzjazmu, jest dla zawodowego polityka okazją, której za nic nie może on przepuścić.

Każdy z nich ma przygotowany slogan i wie, jak go skandować, by ludzie powtarzali za nim. Tyle tylko, że w tym ich zawodowstwie jest rutyna. Ci, którzy wychodzą z domów, niekoniecznie muszą się zgadzać z tymi akurat politykami. Inaczej przecież brzmi wołanie o demokrację w ustach Ryszarda Kalisza, a inaczej Róży Thun.

Mateusz Kijowski pięknie wygląda z tęczową parasolką, zwłaszcza na zdjęciach. Kobieta, która mu ją wręczyła, jest matką homoseksualnej dziewczyny, w sprawie której napisała piękny list.

Mam za sobą felieton na podobny temat pod tytułem „Kochani rodzice Sławka". Był on zaadresowany do rodziców homoseksualnych dzieci, które mają pełne prawo dobrze czuć się w naszym społeczeństwie. Jednak tęcza jest symbolem walki społeczności LGBT o prawa mniejszości homoseksualnych.

Ostatnia demonstracja Komitetu była natomiast zorganizowana w obronie samorządów i niezależności sądów. W tej, a nie w innej sprawie ludzie mimo deszczu wyszli na ulicę. Jeśli wśród nich pojawiły się tęczowe parasolki, to świetnie – takie prawo tych, którzy przy każdej okazji chcą demonstrować swoją obecność. Nie rozumiem jednak, dlaczego w walce o niezawisłość sądów i o samorządy Mateusz Kijowski pojawia się z symbolem społeczności LGBT.

Jestem przekonana, że stojący na uboczu Krzysztof Łoziński sprzyja prawom wszelkich mniejszości. Nie musi tego faktu manifestować i nosić w tym celu symboli żadnych ugrupowań – jest po prostu uczciwym człowiekiem.

Piszę o tym dlatego, że doceniam siłę nazwy „Komitet Obrony Demokracji" i uważam, że organizacja ta może mieć jeszcze przed sobą przyszłość. KOD ma szanse stać się trwałą instytucją polskiego życia publicznego i odgrywać w nim znaczącą rolę. Stanie się tak jednak tylko wtedy, gdy będzie on organizacją apolityczną i oddolną. Kiedy działania Prawa i Sprawiedliwości przestaną już być zagrożeniem dla demokracji, chciałabym móc mieć możliwość zwrócić się do KOD w sprawie naruszenia demokratycznych praw przez kogokolwiek innego. Także ze strony środowisk LGBT, jeśli tylko ich działania stanowiłyby zagrożenie dla demokracji.

KOD powinien walczyć przede wszystkim o prawa człowieka, a nie o konkretne oblicze demokracji. Rozumiem, że symbol środowisk LGBT miał być sygnałem jedności z Unią Europejską i panującymi w niej tendencjami. Większość członków KOD prawdopodobnie utożsamia się z Unią w jej obecnym kształcie. Czy w takim razie KOD nie powinien nazywać się raczej Ruchem Unii Europejskiej? Brzmi gorzej, ale jest to bardziej adekwatna nazwa. Wtedy ani żadna parasolka, ani politycy, ani okrzyki w obronie tolerancji nie będą razić.

Mam jednak pewność, ze KOD ma potencjał, by być czymś więcej. Spontanicznym odruchem sprzeciwu, odrodzeniem myślenia w kategoriach oddolnej demokracji. Dlatego trzeba zabrać go politykom. Nikt i nic poza samą demokracją, czyli sprawiedliwością, nie powinno stać w centrum uwagi działaczy KOD.

Dlatego właśnie z tego miejsca chciałabym serdecznie pozdrowić Krzysztofa Łozińskiego.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

W związku z tym, co dzieje się z sądami czy polską armią, trudno jest nie stanąć po stronie opozycji. Opozycja ta nie może jednak należeć do polityków.

Moim zdaniem KOD powinien realizować program, który jest zawarty w jego nazwie. Być obecnym tam, gdzie dzieją się rzeczy zagrażające demokracji. Dlatego największym błędem Komitetu Obrony Demokracji jest zapraszanie na organizowane przez siebie protesty polityków.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Agnieszka Markiewicz: Zachód nie może odpuścić Iranowi. Sojusz między Teheranem a Moskwą to nie przypadek
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem