Tymczasem leje się z mediów lawina zdań, z której nic nie wynika. Najwyżej przekonani jeszcze bardziej utwierdzą się w swoich przekonaniach i w niechęci do tych, którzy myślą inaczej. Czy jest słowo albo zaklęcie, które stanie się ciałem? Teraz, wśród nas, na tej ziemi!

Przecież tak niewiele dziesiątków lat temu gremia, do których niełatwo było się dostać, odbywały dysputy, jakich nieliczni dopuszczeni wysłuchiwali z wypiekami na twarzy. Czasem podpisywano coś, co potem krążyło w niewielu odpisach, ale poruszało umysły tak tajnej policji, jak czytającej publiczności. Dzisiaj mamy wolność, mamy internet, ale nie mamy Słowa. Czy tylko dlatego przez nasze komputery przelewa się lawina bełkotu i płynie rzeka informacji bez znaczeń? Ale przecież jeszcze niedawno w najtrudniejszej dla kraju chwili ktoś powiedział: „rozmawiamy jak Polak z Polakiem" i że „nie ma zwycięzców ani zwyciężonych". Nawet – tyle razy bezmyślnie wyśmiewana – „gruba kreska" Tadeusza Mazowieckiego zawiera mądrość Józefa Piłsudskiego, który sto lat temu angażował do odbudowy Polski każdego, obojętnie jakiemu upadłemu zaborcy służył.

Dzisiaj wszyscy skopaliśmy się nawzajem. Moje gadanie nie jest gorsze od profesorskich wypocin, a hejterski wrzask rozpala zmysły. Kiedyś wołano, że wszystkie żołądki są takie same, dziś przyszła pora na mózgi. Inflacja słów, inflacja elit, nawet inflacja obelg. Mordy zdradzieckie, gorszy sort, moherowe pisiory! Ale nas to przecież nie dotyczy. My dostaliśmy 500+ i jeszcze podwyżkę.

Tymczasem rządzący demolują wszystko, co zbudowaliśmy przez ostatnie 26 lat, a gapowata opozycja nie potrafi nawet pojąć, o co chodzi w sejmowych głosowaniach. W ławach opozycyjnych też jest wygodnie, może jak wygrzejemy je mocniej, to znowu pojawi się ciepła woda w kranie?

Dlatego nie ma Słowa. Dlatego już szkoda słów.