Lasota: Mobilizacja społeczna przeciw Trumpowi

Tydzień temu pisałam o swoich podejrzeniach, że Rosji Putina zależy na wywołaniu chaosu na tak zwanym Zachodzie, a zwłaszcza w jego sojuszniczych strukturach.

Aktualizacja: 05.02.2017 12:47 Publikacja: 04.02.2017 00:01

Irena Lasota

Irena Lasota

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Teraz obserwujemy chaos w USA, ale najprawdopodobniej jest to chaos niezamierzony. W amerykańskiej tradycji nowy prezydent ma zazwyczaj 100 dni, zanim zostanie oceniony. Tym razem jednak – zupełnie jak w Polsce jesienią 2015 roku po wygranych wyborach PiS – ataki na prezydenta Trumpa zaczęły się, zanim jeszcze zdążył złożył przysięgę. Ciekawe są więc niektóre podobieństwa i różnice między Polską i USA.

Otóż w Polsce hasło do delegitymizowania PiS rzuciła najpierw „Gazeta Wyborcza". Niedługo potem powstał KOD, który stanowi nie tylko zaplecze, ale i trampolinę do popularności dla różnych polityków, którzy nie mogliby przetrwać bez KOD, tak jak i KOD nie mógłby istnieć, gdyby nie jako tako znane nazwiska firmujące go. Uważam, że jest to bardziej ruch polityczny. Uderza mnie w KOD sztuczna spontaniczność, zbytnia jednomyślność jak na ruch oddolny, ogólnikowość haseł – i sprawa zasobów finansowych.

Podobny do demonstracji KOD był tak zwany marsz kobiet na Waszyngton dzień po inauguracji Donalda Trumpa. Nie neguję, że większość uczestników (i uczestniczek) poszła na polską i na amerykańską demonstrację z własnej woli, spontanicznie, z głębokim oburzeniem i obawą o przyszłość swoich ojczyzn. Widzę tam jednak „ukrytą rękę" manipulacji politycznej.

Na marsz kobiet 21 stycznia ruszyły miliony osób w całej Ameryce, które nie zdołały się zmobilizować wokół kandydatury Hillary Clinton, a dla których wybór Trumpa był głębokim szokiem i poczuciem, że coś dotąd stałego usuwa się im spod nóg. Organizacja marszu, a właściwie marszów, była doskonała, autobusy, transparenty i ładnie wydrukowane hasła były powszechnie dostępne. Nie była to nawet inicjatywa przegranej partii demokratycznej, ale jej skrajnie lewicowych elementów i innych znanych i mniej znanych organizacji. Hasła dotyczyły przede wszystkim prawa do przerywania ciąży, praw mniejszości seksualnych i praw kobiet w ogóle, w mniejszym zaś stopniu odnosiły się do różnych antykonstytucyjnych pomysłów Trumpa. W okolicach marszu pojawiła się wprawdzie kilkudziesięcioosobowa grupa anarchistów atakujących oś Trump–Putin, ale nie byli oni zbyt popularni wśród demonstrujących kobiet, skoro jedną z organizatorek marszu była Angela Davis – aż do 1991 roku członek Komunistycznej Partii USA i kawaler (czy też poprawność polityczna nakazuje nazwać ją panną) Pokojowego Orderu Lenina.

Tydzień później można było zaobserwować prawdziwą mobilizację społeczną, spontaniczną, w obronie konkretnych wartości i przeciwko Trumpowi, który w ciągu tygodnia swego urzędowania pokazał, że jego sprzeciw wobec finansowania przerywania ciąży z pieniędzy podatnika amerykańskiego jest jego najmniejszą skazą. Nie wiadomo, ile osób demonstrowało, zwłaszcza że podawane liczby rosną z dnia na dzień. W ciągu swego tygodnia miodowego Trump i jego doradcy sugerowali ograniczenie wolności prasy, wprowadzili znane z epoki komunizmu pojęcie „prawdy alternatywnej" i doprowadzili do poważnego konfliktu z Meksykiem.

Przede wszystkim jednak Trump podpisał 27 stycznia dekret o ograniczeniu przyjazdu do USA jakichkolwiek uchodźców, jak też obywateli z siedmiu państw muzułmańskich. Dekret wprowadzony został bez jasnych dyrektyw i językiem, który uznany został przez wielu jako nieamerykański, rasistowski i dyskryminujący. Potępiło go publicznie kilkunastu stanowych prokuratorów generalnych, wielu burmistrzów dużych miast, gubernatorów, jak również wielu kongresmenów, w tym także z partii republikańskiej. Pełniąca zaś obowiązki ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego prawniczka została zdymisjonowana przez Trumpa, gdy zwolniła swych podwładnych od bronienia słuszności dekretu. Z dnia na dzień ujawniła się prawdziwa, zdrowa, spontaniczna Ameryka. Ludzie wszelkiej maści czy religii pojechali na lotniska, gdzie przetrzymywano przyjezdnych, często nawet takich, których dekret nie obejmował. Na każdym lotnisku było więcej społecznych prawników niż chętnych do ich porad, ludzie przynosili jedzenie i sami malowali plakaty. Sędziowie urzędujący wokół lotnisk nakazywali zwolnienie zatrzymanych, a pod Białym Domem zbierały się tłumy protestujących. W ciągu kilku godzin Trump przeszedł z pozycji atakującej – do defensywy. Jak długo to potrwa – zobaczymy.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Teraz obserwujemy chaos w USA, ale najprawdopodobniej jest to chaos niezamierzony. W amerykańskiej tradycji nowy prezydent ma zazwyczaj 100 dni, zanim zostanie oceniony. Tym razem jednak – zupełnie jak w Polsce jesienią 2015 roku po wygranych wyborach PiS – ataki na prezydenta Trumpa zaczęły się, zanim jeszcze zdążył złożył przysięgę. Ciekawe są więc niektóre podobieństwa i różnice między Polską i USA.

Otóż w Polsce hasło do delegitymizowania PiS rzuciła najpierw „Gazeta Wyborcza". Niedługo potem powstał KOD, który stanowi nie tylko zaplecze, ale i trampolinę do popularności dla różnych polityków, którzy nie mogliby przetrwać bez KOD, tak jak i KOD nie mógłby istnieć, gdyby nie jako tako znane nazwiska firmujące go. Uważam, że jest to bardziej ruch polityczny. Uderza mnie w KOD sztuczna spontaniczność, zbytnia jednomyślność jak na ruch oddolny, ogólnikowość haseł – i sprawa zasobów finansowych.

Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Waga nieważnych wyborów
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Gorzka pigułka wyborcza
Opinie polityczno - społeczne
Daria Chibner: Dlaczego kobiety nie chcą rozmawiać o prawach mężczyzn?
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Czy szczyt klimatyczny w Warszawie coś zmieni? Popatrz w PESEL i się wesel!
felietony
Marek A. Cichocki: Unijna gra. Czy potrafimy być bezwzględni?