Odpowiadając na to pytanie, nie chcemy się bowiem narażać na oskarżenia o to, że hołdujemy czystemu złu. Ostatnio zacząłem używać pewnej metafory. Otóż klasyczna logika ma dwie opcje, prawdę i fałsz, i są one dla niej jak dwie ludzkie ręce. Do tego oparta na logice nauka stara się zawsze podążać w stronę prawdy, bo tam szuka poznania. Myślenie polityczne jest zaś jak ośmiornica, która nie szuka poznania, tylko władzy. Dążąc do władzy, sięga zaś po prawdę, ale tylko jako po jedno z narzędzi z palety, na której mieści się też wyolbrzymienie, przemilczenie, półprawda, perswazja, groźba, manipulacja i fałsz.

Zwłaszcza historyczna prawda jest dla polityki ważnym orężem. Może to być broń zaczepna lub obronna. Zaczepnie można jej użyć, na przykład, kiedy chce się uzyskać reparacje wojenne, zadośćuczynienia lub z jakichś powodów przykleić oponentom paskudną łatkę. Bronią obronną są zaś państwowe instytuty i organizacje odpowiadające na ataki poprzez piętnowanie przeinaczeń oraz organizowanie kampanii informacyjnych. Ale uwaga: jak w wyścigu zbrojeń modyfikowanie swojego potencjału obronnego może być potraktowane przez partnerów jako szukanie zaczepki. Izrael i Ukraina zareagowały wszak na ustawę o IPN trochę jak Rosja na tarczę antyrakietową.

Dobre wiadomości są takie, że jeśli chodzi o historię, to jest moment, kiedy polityka przestaje się nią interesować. Złe zaś, że dzieje się to dopiero wtedy, kiedy historia traci znaczenie, bo przestaje być żywą pamięcią zbiorową. Nikt nie domaga się reparacji za wojny napoleońskie, a pamięć o masowym ludobójstwie ludów obu Ameryk nie wywołuje silnych kryzysów politycznych. Znamienne jest to, że polityka często interesuje się historią właśnie w tym momencie, kiedy pamięć o przeszłości z kategorii „jeszcze niedawno” przechodzi do kategorii „dawno temu”. Takie momenty są ostatnią okazją, by historią politycznie zagrać. Niby oczywiste, a jednak trochę smutne.

Autor jest politologiem z Uczelni Łazarskiego i Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego