Tylko patrzeć, jak zwaśnione hordy rzucą się wzajemnie do gardeł. Daremne są modlitwy o opamiętanie i naiwne wezwania do zgody. Nie ma nic bardziej bezużytecznego niż zbożne perswazje przeciw rozpełzającej się nienawiści.

Bo sprawa jest prosta, a przez to niełatwa do ogarnięcia. Dobro z samej swojej istoty jest żmudne i męczące. To nieprawda – jak chcą prostomyślne bajędy – że rzucone byle gdzie zawsze zaowocuje i powróci do ciebie podobną albo jeszcze piękniejszą anielskością. Rzadko kiedy samo z siebie zakiełkuje; zwykle ginie, zadeptane przez ludzi nie tyle złych, ile obojętnych i zmęczonych codzienną gonitwą. Dobro jest trudne i czasochłonne, trzeba nad nim pracować, trzeba starannie dbać, by zakiełkowało w glebie użyźnionej wspólnotą szlachetnych chęci. Dobro wymaga cierpliwej wytrwałości, złość jest łatwa i samoczynna; nie trzeba jej pielęgnować, bez trudu się powiela.

W odpowiedzi na rzucony epitet mamy na podorędziu jeszcze mocniejsze przekleństwo. Na pogróżkę odpowiem pięścią, a potem kijem. Diabeł (o ile istnieje, bo znakomicie go zastępujemy) nie musi się wiele starać, samo mu rośnie. Tym bardziej że porzuciliśmy te zamierzchłe przesądy i już nie trzeba niczego się wstydzić. Precz z dobrym wychowaniem, poprawnością polityczną, poczuciem winy i podobnie krępującymi ramotami! Jak wam nie wstyd mówić dziś o wstydzie? Jakim mnie Panie Boże stworzyłeś, takim mnie masz!

Dlatego jest tak, jak jest. Przecież nie robimy nic złego, tylko odpowiadamy pięknym za nadobne. Nie jesteśmy świętymi, by nadstawiać drugi policzek. Jesteśmy Polakami z krwi i kości. A że w glebie zaprawionej złością najbujniej pleni się zło, nie nasza wina. To nie ja ani ty skrywamy pod kurtką pałkę albo puszkę z niezmywalną farbą. To tylko ktoś kiedyś rzucił pierwszą – palącą jak policzek – obelgę, potem już poszło siłą rzeczy. Nikt nie jest winien.

Czy może być inaczej? Kto wie… Ale musielibyśmy wszyscy nad tym wytrwale pracować. Przecież dobro jest nudne, wymagające, źle się sprzedaje w mediach i nie umie rozpychać się w internecie.