Wydawałoby się, że gospodarczo Bruksela ma miażdżącą przewagę i biorąc Londyn na przeczekanie, może zmusić go niemal do wszystkiego. Polityka jednak nigdy nie daje się zredukować do prostej gospodarczej gry interesów. Ta redukcja jest jednym z wielkich niespełnionych postulatów współczesnego neoliberalizmu. Dziś wbrew rozmaitym teoriom nawet laik potrafi bowiem dostrzec, że w świecie politycznym działają siły, których nie da się wprost na pieniądze przeliczyć. Bywa, że określa się je mianem władzy symbolicznej.

W stosunkach międzynarodowych karierę zrobiło natomiast pojęcie miękkiej siły, czyli soft power. Wielka Brytania jest zaś softpowerową potęgą, według jednego z rankingów wręcz drugą na świecie. Francja, USA i Niemcy wypadają oczywiście porównywalnie, wydaje się jednak, że UE jako całość jest znacznie słabszą marką niż wszystkie jej części składowe razem wzięte. Przedstawicieli tych części w sensie symbolicznym wciąż bowiem łączy niewiele. A kto twierdzi inaczej, ten zaklina tylko rzeczywistość.

Czy to nie paradoks, że nawet lingua franca, jaką się najczęściej posługują różni mieszkańcy UE, to angielski? Czy to nie uderzające, że Unia, która tak chętnie ubiera się w szaty obrońcy liberalnej demokracji, jest teraz opuszczana przez kolebkę nowoczesnego liberalizmu, a zarazem kraj o najstarszej w Europie tradycji parlamentarnej? To może banalne refleksje, ale one właśnie opisują ów softpowerowy szok, który UE w pełni poczuje dopiero za jakiś czas.

Najlepszym, choć nierealnym, rozwiązaniem byłoby Wielką Brytanię przyjąć z powrotem do zreformowanej UE, w której świadomemu i zdecydowanemu ukróceniu uległyby integracyjne ambicje części elit francuskich i niemieckich. Najgorszym rozwiązaniem z punktu widzenia analizy uwzględniającej miękką siłę jest zaś próba politycznego przeczołgania Brytyjczyków i ich rządu przez Brukselę. Przypieczętuje to bowiem obraz UE jako makabrycznego golema, którego ulepiono za pomocą neoliberalnych ekonomicznych zaklęć. Nie dając mu duszy.

Autor jest politologiem z Uczelni Łazarskiego i Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego