Głupie pytanie! Przecież wielu działaczy partii rządzącej za nich się podaje. Nieprawda, w szacownym konserwatywnym przebraniu ukrywają się bezbarwni oportuniści albo jeszcze gorzej – polityczni szalbierze. Całkowitą pewność będziemy mieli po uchwaleniu procedowanych właśnie ustaw o sądownictwie i ordynacji wyborczej. Ale ktoś je obmyślił, napisał i głosował w pierwszym czytaniu, skoro zaszły aż tak daleko. Bo przecież nie konserwatyści…

Kim jest konserwatysta? Do zmian podchodzi z nieufnością, bo więcej szkody mogą przynieść niż dobrego, kilka razy obejrzy każdą propozycję, nim ją poprze. Wystrzega się ustawodawczej pochopności, ceni rozwiązania solidne, gdzie indziej sprawdzone. Popiera silne, lecz praworządne państwo, dba o sprawność jego struktur. W sferze wartości tradycyjny, nawet z rysem autorytarnym, bo pierwszeństwo przed prawem stanowionym daje Dekalogowi i prawu naturalnemu. Jest niezbędny w każdym zrównoważonym systemie politycznym, bo chroni go przed ześlizgnięciem w chaotyczne reformatorstwo i płynność wartości.

Ale czy ktoś taki opowie się za ustawami niezgodnymi z konstytucją? Czy ktoś taki uzna, że same zmiany personalne w sądownictwie i podporządkowanie go politykom mogą zastąpić zmiany strukturalne? Czy ktoś taki zgodzi się z poglądem, że wystarczy tylko obsadzenie instytucji posłusznymi mianowańcami, by pozbyły się bezwładu i starych błędów? Czy ktokolwiek konserwatywnie myślący zaakceptuje zmiany w ordynacji wyborczej, które może i poprawią wynik jego partii, ale spowodują bałagan niemający sobie równych? Czy pogodzi się z chaotycznym i nieprofesjonalnym psuciem państwa, wszędzie tam, gdzie tylko jest to możliwe? Obojętnie, czy w wersji prezydenta czy PiS one różnią się jedynie stopniem łamania konstytucji i charakterów.

Niech odpowiedzą ci, którzy jeszcze uważają się za konserwatystów. Ale gdy to, co szykują, wejdzie w życie, stracą prawo do szlachetnego i zobowiązującego miana. Sami zdegradują się do watahy politycznej łobuzerii i łowców posad, których ich przywódca – gdy miał więcej rozumu – nazwał kiedyś trafnie: TKM.