Zresztą tak samo SPLC potraktowało pochodzącą z Somalii holenderską feministkę Ayaan Hirsi Ali. W obu przypadkach poszło najwyraźniej o zbyt mocną dla organizacji krytykę konserwatywnego islamu.

Przy czym o ile Hirsi Ali od wiary swoich przodków odeszła, o tyle Nawaz widzi siebie jako praktykującego muzułmanina reformatora. Nawołuje zwłaszcza do zmiany stosunku islamu do kobiet, homoseksualistów, niewiernych i apostatów. Wiarygodności dodaje mu zaś życiorys. Twierdzi bowiem, że jako nastolatek sam był radykałem. Pod wpływem ludobójstwa w Bośni i skinheadzkich ataków na muzułmanów postanowił nawoływać do stworzenia kalifatu. Potem jednak poglądy zmienił.

Teraz, oburzony kierowanymi pod jego adresem zarzutami o antymuzułmańskość, chce skierować sprawę do sądu. Mówi, że ma już serdecznie dość „pełnych dobrych intencji białych liberalnych mężczyzn”, którzy pouczają go, jak może mówić o swojej religii. Działania takie nazywa „bigoterią niskich oczekiwań” i wytyka swoim adwersarzom, że bardzo aktywnie angażują się w zwalczanie przemocy, rasizmu i uprzedzeń, ale tylko wtedy, gdy dotyczą one chrześcijan, zwłaszcza białych. W jego ujęciu współczesna lewica, zamiast być progresywna, stała się regresywna, a jej pomysły na moralną segregację są dla wolności zagrożeniem porównywalnym z prawicowym radykalizmem i islamskim ekstremizmem.

Wywiad Nawaza jest hitem sieci. Internauci nie zawsze się z nim zgadzają. Słuchają go jednak z uwagą zwłaszcza ludzie młodzi, często muzułmanie. Pytanie, czy zmieni to postawę salonowych kapłanów globalizmu. Pewnie nie. Bo po co bić się w piersi? Przecież całą winę za pogarszające się relacje między muzułmanami a resztą społeczeństw w Europie i USA łatwiej zrzucić na zły prawicowy populizm.