Marek A. Cichocki: Polacy to nie Węgrzy

Europa Środkowa ma dzisiaj jednego ideologa i stratega.

Aktualizacja: 29.01.2017 19:50 Publikacja: 29.01.2017 19:46

Marek A. Cichocki: Polacy to nie Węgrzy

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Jest nim Viktor Orbán. Tego, co ma do powiedzenia, słucha się z zainteresowaniem. Orbán jest bowiem człowiekiem inteligentnym, świetnym mówcą, politykiem dużego formatu – przede wszystkim ma własne zdecydowane poglądy. To we współczesnej Europie towar deficytowy. Pozycja stratega i ideologa staje się jednak problemem, kiedy Orbán przyjmuje rolę ambasadora całego regionu i gdy jego słowa traktowane są jak wspólny głos Europy Środkowej.

Parę lat temu Orbán ogłosił śmierć liberalnej demokracji, długo przed Donaldem Trumpem i Brexitem. Ci, którzy na Zachodzie zawsze byli niechętni naszej części Europy i traktowali ją z wyższością, mogli z ulgą wrzucić ją do jednego worka z Rosją czy Turcją i przylepić etykietkę nieliberalnej demokracji, którą traktują jak autorytaryzm.

Teraz, po zwycięstwie Trumpa, Orbán nabrał rozpędu. Stwierdził, że nowy amerykański prezydent dał nam mocą swego autorytetu przywódcy najpotężniejszego państwa na świecie pozwolenie, by w polityce stawiać zawsze własny interes na pierwszym miejscu.

Nie jestem pewny, chociażby ze względu na historię, czy „America first!" oznacza dokładnie to samo co „Hungary first!". Szczególnie w kontekście Europy Środkowej. I jak to się ma do polskich wyobrażeń o współpracy na rzecz regionu Międzymorza i obrony przed wspólnymi zagrożeniami. Czy ta współpraca jest faktycznie możliwa, jeśli poważnie traktować ponawiane wciąż przez Orbána wezwanie do wielkiego otwarcia na Rosję i Chiny?

Orbán chętnie sięga także po głębsze argumenty. Ostatnio stwierdził, że Węgrzy są ludem, który przybył do Europy z Dalekiego Wschodu, zaszczepiono mu chrześcijaństwo, ale dzięki swemu pochodzeniu doskonale rozumie, czego chcą Chiny. Sęk w tym, że Polacy nigdy o sobie tak by nie powiedzieli. Jesteśmy inni. Bardzo inni.

Orbán robi tylko to co każdy dobry polityk. Zręcznie wykorzystuje sytuację. Chodzi jednak o to, by nie pozostawiać mu w regionie całkowitej swobody w tym, jak Europa Środkowa będzie się definiować wobec całkiem nowych warunków na świecie.

Autor jest profesorem Collegium Civitas

Jest nim Viktor Orbán. Tego, co ma do powiedzenia, słucha się z zainteresowaniem. Orbán jest bowiem człowiekiem inteligentnym, świetnym mówcą, politykiem dużego formatu – przede wszystkim ma własne zdecydowane poglądy. To we współczesnej Europie towar deficytowy. Pozycja stratega i ideologa staje się jednak problemem, kiedy Orbán przyjmuje rolę ambasadora całego regionu i gdy jego słowa traktowane są jak wspólny głos Europy Środkowej.

Parę lat temu Orbán ogłosił śmierć liberalnej demokracji, długo przed Donaldem Trumpem i Brexitem. Ci, którzy na Zachodzie zawsze byli niechętni naszej części Europy i traktowali ją z wyższością, mogli z ulgą wrzucić ją do jednego worka z Rosją czy Turcją i przylepić etykietkę nieliberalnej demokracji, którą traktują jak autorytaryzm.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?