#RZECZoPRAWIE: Dubois o sprawie Ewy Tylman i procesach poszlakowych

"Gdy mamy zbyt dużą wiedzę o sprawie, to siłą rzeczy ogranicza nam to możliwość linii obrony" - w czwartkowym programie #RZECZoPRAWIE gościem Anny Wojdy był Jacek Dubois, adwokat.

Aktualizacja: 06.01.2017 14:09 Publikacja: 05.01.2017 14:09

#RZECZoPRAWIE: Dubois o sprawie Ewy Tylman i procesach poszlakowych

Foto: PAP, Jakub Kaczmarczyk

We wtorek ruszył proces ws. zabójstwa Ewy Tylman. Ten proces wygląda na poszlakowy, bo nie ma twardego dowodu na to, że Adam Z. zepchnął swoją koleżankę do Warty. Prokuratura ma trudne zadanie.

Zawsze prokuratura ma trudne zadanie, bo spraw jednoznacznych jest bardzo mało. Zdarzenie z pozoru oczywiste, może być bardzo różnie interpretowane przez prawników. Prawie 90 proc. spraw to sprawy sporne, gdzie prokuratura widzi je zupełnie inaczej niż obrona.

Ten proces budzi olbrzymie zainteresowanie społeczne. Jest tu jakaś tajemnica, zagadka, którą wszyscy lubią.

Kiedy możemy mówić, że dowód w sprawie jest pewny?

Nie ma takiego pojęcia jak dowód pewny. Jest zasada swobodnej oceny dowodów. Sąd ocenia każdy dowód na podstawie wiedzy, doświadczenia życiowego i rozumu. Sąd ma ocenić dowód w sposób swobodny ale nie dowolny.

To, że świadek powie – widziałem i rozpoznaję, to nie jest oczywiste. Sąd bada czy ten świadek jest wiarygodny, czy ma tendencje do konfabulacji, czy ma dobry wzrok. Każdy dowód jest przez sąd weryfikowany.

Nie ma dowodu, który nie podlega weryfikacji. Doktryna jasno mówi, że przyznanie się nie jest koroną dowodów. Nawet do takiego dowodu należy podchodzić z dużą dozą wstrzemięźliwości. Zdarza się, że ludzie przyznają się do pewnych zdarzeń z różnych przyczyn. Chcą ochronić kogoś bliskiego, dla sławy, czasem są zmanipulowani. Orzecznictwo stanowi jednoznacznie – taki dowód też podlega bardzo ostrożnej ocenie.

 

Na czym obrońca w takim procesie może opierać swoją linię obrony?

Przede wszystkim w tej sprawie nie ma zarzutu bezpośredniego. Osoba, która stanęła pod zarzutami stała się podejrzaną, bo z dowodów wynika, że jako ostatnia widziała ofiarę i później znów pojawia się w tej okolicy. Nie ma jednak dowodu dotyczącego samego zdarzenia.

Powstają domniemania, że jeżeli oskarżony jako ostatni widział ofiarę, to ma coś z tym wspólnego. Drugim dowodem jest to, że doszło do rzekomego przyznania się przed funkcjonariuszami. Ja byłbym wobec tego bardzo ostrożny. Pamiętam, że na początku lat dwutysięcznych wprowadzono do Polski metodę przesłuchań FBI, która polegała na manipulacji, czyli wytworzeniu u oskarżonego poczucia, że przyznanie się jest dla niego korzystne. Do win zaczęli się przyznawać ludzie, którzy faktycznie nie popełnili zarzucanego im czynu.

Obecnie bycie podejrzanym to olbrzymi stres. Dobrze rozegrana sytuacja przez osoby zajmujące się ściganiem może doprowadzić do tego, że ktoś składa samooskarżenie wbrew rzeczywistości. Oczywiście istnieje niebezpieczeństwo, że organy ścigania pewne dowody tworzą same. W wielu sprawach, które prowadziłem miałem do czynienia z fałszywymi zeznaniami funkcjonariuszy, pomówieniami. Ja, jako obrońca do każdego dowodu podchodzę z olbrzymia nieufnością.

Wydaje mi się, że w tej sprawie obrona będzie miała bardzo dużo możliwości wykazania, że te dowody nie świadczą o winie albo nie zostały wyeliminowane wszystkie inne wersje. Proszę pamiętać, że to nie oskarżony ma dowodzić swojej niewinności, tylko oskarżyciel ma dowieść winy. Można kogoś skazać, gdy wyeliminuje się wszystkie inne możliwe wersje. Jeżeli jest logiczna możliwość innego biegu wydarzeń i można stwierdzić co miało miejsce, to sąd nie ma wyjścia i powinien wydać wyrok uniewinniający.

Czy wykazanie niewinności oskarżonego jest trudne?

My mamy wskazać na wątpliwości i rozerwać łańcuch poszlak. Jeśli wykażemy, że jest jakakolwiek wątpliwość, przedstawimy sądowi alternatywną wersję zdarzeń, kiedy sąd stoi przed pytaniem, która z nich miała miejsce i uczciwie patrząc w akta nie potrafi powiedzieć jak było, to musi wydać wyrok uniewinniający.

Bardzo często są sprawy, gdzie sąd ma głębokie przekonanie, że ktoś jest winny ale nie może wydać wyroku skazującego, bo nie ma na to dowodów. Nie sądzimy na podstawie przeświadczenia, tylko tego, co zostało zgromadzone w aktach. Jeśli dowody pozostawiają wątpliwości, to sprawa powinna być rozstrzygana na korzyść oskarżonego.

 

 

Czy spotykając się z klientem wie Pan czy ten ktoś jest winny, czy nie?

Zasadą jest domniemanie niewinności. Jeśli ktoś nie zostanie skazany prawomocnym wyrokiem, to w świetle prawa jest niewinny. Każdą osobę, która staje przed sądem traktujemy jako niewinną. Natomiast każda strona procesu ma jakieś założenia.

Dobry adwokat nie pyta o winę, niewinność ponieważ to by ograniczało możliwość obrony. Nie możemy sądu oszukiwać. Gdy mamy zbyt dużą wiedzę o sprawie, to siłą rzeczy ogranicza nam to możliwość linii obrony. Świętością adwokata są akta, do których się odnosimy. Wykazujemy, że dowody mogą być zdobyte w sposób wadliwy.

Możemy mieć dowód z psa tropiącego i możemy wykazać, że źle zostały mu podane próbki. możemy podważać różne eksperymenty, zeznania biegłych, że świadkowie są niewiarygodni, że w sposób sprzeczny przedstawiają to samo zdarzenie. Kruszymy linię oskarżenia. Wykazujemy, że zebrane dowody nie układają się w logiczną całość. Bardzo często zdarzają się sytuacje, w których adwokat wykazuje dowód – alibi klienta, który wyklucza tezę prokuratury. Każda sprawa jest inna i inna jest też linia obrony.

Czy zdarzyło się Panu tak, że klient przyznał się do winy i powiedział, że Pana zadaniem jest przekonać sąd, że tego nie zrobił?

Czasem od klientów dostajemy więcej wiedzy, niż chcemy. Z jednej strony musimy działać na korzyść klienta, z drugiej strony musimy kierować się zasadami etyki. Nie możemy sądu świadomie wprowadzać w błąd. Wydaje mi się, że dla obrońcy trudniejsze są momenty, gdy klient nie przyznaje się do winy, my doprowadzimy do uniewinnienia, a na koniec klient mówi, że było zupełnie inaczej. Mamy pewne zadanie procesowe, ale przede wszystkim chcemy, by sądy były sprawiedliwe i wyroki, które zapadają też opierały się na prawdzie.

 

 

Zwykle w procesie zbudowane są linie obrony. Czy w sprawie o zabójstwo Ewy Tylman będzie jakaś niespodzianka, która je zburzy?

Proces toczy się na dwóch płaszczyznach: procesu przed sądem i procesu przed sądem opinii publicznej. Strony przed sądem opinii publicznej ujawniają tylko to, co chcą, by przekonać społeczeństwo do swoich racji.

Te prawdziwe asy trzymają na proces sądowy. Adwokat nie powinien przed mediami opowiadać o swojej linii obrony. Gramy z publicznością, nie odkrywamy wszystkich kart od razu. Mam nadzieję, że ten proces będzie miał jeszcze kilka ciekawych zwrotów akcji.

 

Nasze procesy są trochę nudne w porównaniu z tym, co widzimy w amerykańskich filmach.

Inaczej obserwuje to osoba z zewnątrz. Fachowcy wiedzą, kiedy ten moment nastąpi. Inna jest emocja widza, inna jest emocja strony: obrońcy, oskarżyciela. Czasem świadomie nie zabieramy głosu przez pół roku trwania procesu, by zagrać tylko jedna kartę, co trwa 20 sekund a zmienia los procesu. Scenarzyści przedstawiają to inaczej niż to jest w rzeczywistości. Jest dużo momentów nudnych, ale w procesie też poznajemy ludzi, sposób ich zachowań, obserwujemy świadka. Proces to duża przygoda psychologiczna i dla stron i dla widza.

Przychodzi świadek, coś mówi. Każda ze stron chce od niego co innego usłyszeć: prokurator dowód winy, adwokat dowód niewinności, sąd prawdę. Każda ze stron będzie inaczej świadka pytała. Jest olbrzymia rola edukacyjna tych procesów.

Publiczność buduje sobie wyobrażenie o oskarżonym. Zaczynają pałać nienawiścią lub sympatią.

Z oskarżonym jest to bardzo trudne. Z jednej strony prokurator ma dowieść winy, wcale nie jest wskazane by oskarżony coś mówił.

Czy takie niemówienie jest dobrze postrzegane?

W procesie amerykańskim to jest reguła. Milczymy, chyba że musimy coś powiedzieć. W procesie polskim bardziej oceniamy człowieka, czy jest sympatyczny, czy nie. Czasem warto się odezwać. Przygotowanie takiego oskarżonego do rozprawy to duża sztuka.

On ma olbrzymie emocje. To jest kwestia całego jego życia. Na ogół jest tak, że opinia publiczna z natury jest przeciwko osobie, która zasiada na ławie oskarżonych.

 

Czyli takie procesy powinny być pokazywane w telewizji?

Tak. Media mają olbrzymia rolę kontrolną. Wymiar sprawiedliwości powinien być oglądany przez społeczeństwo. Oceny prawne powinny być konfrontowane z ocenami społecznymi. Jeśli prawo idzie zupełnie swoją drogą, a oceny społeczne swoją, to jest źle. Sytuacja idealna jest wtedy, gdy przepisy i sposób interpretowania prawa jest zgodny z odczuciem opinii społecznej. Uważam, że to dobrze, że praca wymiaru sprawiedliwości jest kontrolowana.

Jest jeszcze jedna kwestia, czy ten proces powinien być transmitowana na bieżąco? Jeden świadek nie powinien wiedzieć, co zeznaje inny. Kiedyś były takie pokoje dla świadków, by ich odizolować, by nie ustalali wspólnej wersji. Gdy jeden świadek może zobaczyć w telewizji, co mówi drugi, to mamy kłopot.

Można przywrócić pokoje dla świadków, by nie mieli świadomości, co mówią inni. W systemie angielskim nie wpuszcza się na salę fotoreporterów, nie robi się zdjęć, szkicujący robią ilustracje.

Sąd powinien być kontrolowany, ale nie w sposób utrudniający dojście do prawdy materialnej. Najważniejsze jest to, by wyrok był sprawiedliwy. Nie ma nic gorszego niż pomyłka sądowa.

Dubois w #RZECZoPRAWIE

We wtorek ruszył proces ws. zabójstwa Ewy Tylman. Ten proces wygląda na poszlakowy, bo nie ma twardego dowodu na to, że Adam Z. zepchnął swoją koleżankę do Warty. Prokuratura ma trudne zadanie.

Zawsze prokuratura ma trudne zadanie, bo spraw jednoznacznych jest bardzo mało. Zdarzenie z pozoru oczywiste, może być bardzo różnie interpretowane przez prawników. Prawie 90 proc. spraw to sprawy sporne, gdzie prokuratura widzi je zupełnie inaczej niż obrona.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Trybunał: nabyli działkę bez zgody ministra, umowa nieważna
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Praca, Emerytury i renty
Czy każdy górnik może mieć górniczą emeryturę? Ważny wyrok SN
Prawo karne
Kłopoty żony Macieja Wąsika. "To represje"
Sądy i trybunały
Czy frankowicze doczekają się uchwały Sądu Najwyższego?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sądy i trybunały
Łukasz Piebiak wraca do sądu. Afera hejterska nadal nierozliczona